Praca nad scenariuszem filmu „Wałęsa. Człowiek z nadziei” dla Janusza Głowackiego była doświadczeniem szczególnym. Pisarz ma już na koncie współpracę z wieloma reżyserami, ale to zadanie wymagało od niego znacznie więcej. W najnowszej książce - „Przyszłem” relacjonuje ten proces twórczy, ubarwiając swe zwierzenia wieloma, nie tylko humorystycznymi, dygresjami.
„Zapisałem parę setek stron, obejrzałem tyle wersji montażowych, że już mylą mi się sceny, które weszły do filmu, z tymi, które nie weszły, i te które napisałem z tymi, które chciałem napisać” tak streszcza swoją pracę nad scenariuszem do filmu Andrzeja Wajdy na kartach „Przyszłem”. Ta publikacja nie jest bynajmniej dziennikiem ani powieścią, ale czymś w rodzaju remanentu intelektualnego. Autor umieszcza w książce wiele scen, które planował zawrzeć w scenariuszu filmu („...ja niektóre lubię, czyli jak mają zginąć na zawsze, to je lepiej zapiszę”). Poza tym znajdziemy tu wiele dykteryjek które Głowacki chciał gdzieś zamieścić, a jeszcze nie miał ku temu okazji oraz rozważań natury socjologicznej.
W rozdziale „Krótka przerwa na picie” autor zajmuje się kulturą spożywania alkoholu w PRL-u, nakreślając wiele celnych spostrzeżeń, gorzkich i niewesołych, ale odzwiercielających, tamten czas i mentalność Polaków. „W PRL-u pili wszyscy. Klasa robotnicza, inteligencja pracująca, rządzący i rządzeni, wsadzajacy do więzienia i wsadzani, oraz młodzież ucząca się, czyli przyszłośc narodu. No bo każdy chciał się załapać na chwilę szczęścia i zapomnienia”
Głowacki zdradza dlaczego to właśnie jemu Wajda zaproponował napisanie scenariusza do filmu („Ty masz dystans, bo mieszkasz głównie za granicą, a wtedy byłeś w Stoczni. Napisałeś o tym książkę, a poza tym Romek Polański powiedział, że ty to najlepiej zrobisz...”). Produkcja tajuż w fazie prac przygotowawczych była krytykowana i uznawana za lukrowaną laurkę, za dzieło o charakterze propagandowym, a nie artystycznym. Zatem scenarzysta musiał się wykazać dużą odpornością psychiczną, mając świadomość, że inni patrzą ma nu na ręce, a raczej na ekran jego prywatnego komputera. Sytuacji nie ułatwiło na pewno wydanie przez Danutę Wałęsę książki wspomnieniowej, bo jej popularność sprawiła, że Głowacki musiał więcej czasu poświęcić jej postaci, ukazujac żonę Wałęsy w większym wymiarze.
Dla osób, które widziały film, będzie to ciekawe uzupełnienie wizyty w kinie. Głowacki pisze bowiem o kulisach realizacji „Wałęsy”, o konstruowaniu wizerunku głównego bohatera, uwzględniającego informacje o jego domniemanej współpracy z SB czy także o tym, jakie były koncepcje sceny otwierającej ten obraz (zgodnie z jedną z nich początkiem filmu miała być sekwencja aresztowania Lecha w pierwszym dniu stanu wojennego). Pisze także o tym jak trudnym wyzwaniem była ta realizacja dla odtwórców głownych ról. „To bardzo nerwowe zajęcie dla aktora grać postać historyczną.(...) Im dalej wstecz, tym jednak łatwiej. Zbrodnie się oddalają, można w potworze szukać cech ludzkich. Z Wałęsą jest trudniej, bo żyje i wciąż zaskakuje, jest obok, się przyglada, i w ogóle historia niedokończona. To pomnik, który niestety wciąż gada.”
Kto jednak filmu nie widział (i być może nie zamierza zobaczyć), a ceni pisarstwo Głowackiego, na pewno w „Przyszłem” otrzyma dużą dawkę jego literackiego stylu, a to może być wystarczający powód by po tę książkę” sięgnąć.
Komentarze
0