W ubiegłym roku otrzymaliśmy od Ignacego Karpowicza znakomite "ości", a dwa tygodnie temu już nastąpiła premiera nowej jego powieści. "Sońka" to utwór krótszy, przewrotny i misternie utkany z psychologicznych i obyczajowych dysonansów (opublikowany w Wydawnictwie Literackim).
Igor, stołeczny reżyser z potencjałem, ale od dawna bez sukcesów, trafia do wsi Słuczanka na Podlasiu. Tu zostaje zaproszony do chaty zamieszkanej przez staruszkę Sońkę, a ona opowiada mu o zdarzeniach ze swego życia. Przede wszystkim o tych najważniejszych, przeżytych w czasie wojny, kiedy jak mówi "Kochałam tak do końca, do granicy, za którą już tylko nic. Kochaliśmy się tak bardzo, że czas płynął tylko wtedy, gdy byliśmy razem. Jakbyśmy sami byli czasem. Poza nami czas nie istniał, nic a nic". Obdarzyła tak silnym uczuciem  esesmana Joachima, więc ten związek od początku był niebezpieczny i społecznie irracjonalny. Sońka została nazwana dziwką, szeptuchą, czarownicą i tak też była traktowana przez otoczenie.
 
Ona opowiada to Igorowi, mówiąc w swoim języku czyli po białorusku, (na końcu ksiażki znajdujemy słowniczek objaśniający niektóre zwroty), co jeszcze bardziej podkreśla osobność głównej bohaterki. Dodatkowo Karpowicz nakłada na powierzchnię słów filtry niedpowiedzeń, iluzji mieszającej się z prawdą,  bo narrator dopuszcza nawet myśl, że "Ostatecznie może to wszystko zmyśliła ? Może w starciu opowieści z historią to prawda zawsze wychodzi poturbowana ?" 
 
Karpowicz korzysta z konwencji czarnego romansu, ale wywraca ją na drugą stronę i urozmaica mistyfikacyjnymi zabiegami. Serwuje czytelnikowi historię o kobiecie, która na przekór wszystkiemu, ocala siebie, a przy tym zmienia bliskich. Mąż Soni, Misza, wybrany przez zrządzenie losu i gburowaty ojciec ulegają jej wpływowi, a wieś toleruje jej obecność.  Autor tak przy tym kształtuje materię opowieści by ze scen kojarzących się z literaturą tanich wzruszeń, wydobyć cierpienie i dramatyzm, wprowadziając je jednak w inny wymiar. 
 
Sońka jest przecież zdrajczyną, dla niej koniec wojny, to koniec najpiękniejszego czasu, do którego będzie bezustannie powracała, tylko w nim żyjąc naprawdę. Nie jest więc bohaterką typową, jednoznaczną i prawomyślną, a wręcz przeciwnie. Autor wywiera jednak na czytelniku (a może w czytelniczkach głównie) "empatyczną presję", sprawiając, że Sońka wzbudza nasz szacunek i zrozumienie.  Jednocześnie jednak dekonstruuje proces manipulacji odbiorcą. Ukazuje przetwarzanie się amoralnej opowieści w teatr Igora (użytkowy i manieryczny), dając odbiorcy możliwość wejścia za kulisy. Gra z czytelnikiem, wystawiając  na próbę jego kompetencje i wrażliwość, a równocześnie oferuje mu intrygującą  prozę obyczajową.