"Znajdowałem chorobliwą przyjemność w słuchaniu opowieści o miejscach, w których nie byłem". To pierwsze zdanie z "Flippera roku 1973" Haruki Murakamiego. Ta krótka powieść japońskiego pisarza, ukazała się niedawno w jednym tomie z jego debiutem ("Słuchaj pieśni wiatru"). Zatem wszyscy ci którzy czerpią przyjemność (niekoniecznie chorobliwą) z lektury jego książek mają kolejną okazję by smakować wczesną prozę, tego bardzo popularnego w Polsce, twórcy.
Przekładu obu powieści, dla wydawnictwa Muza S.A., dokonała Anna Zielińska-Eliott. Fakt, że trafiają one do polskich księgarń dopiero teraz, mógłby  świadczyć o tym, że odbiegają poziomem od najlepszych dzieł Murakamiego. Sądzę jednak, że już lektura pierwszych kilkunastu stron tego tomu przekona nas, że jest tu tak wiele cech charaktyrystycznych dla prozy dojrzałego Murakamiego, że przekona zostanie, że  czas poświęcony obu powieściom nie będzie stracony.
 
Dodatkowym walorem tych utworów, jest to, że stanowią także początek "tetralogii Szczura" czyli neurotycznego bohatera, którego znamy już choćby z wydanej wcześniej w Polsce, książki "Przygoda z owcą". Teraz możemy poznać tę postać lepiej i wraz z nią przejść się po nocnych barach, wysłuchać opowieści o niespełnionych planach i przerwanych związkach, tematach opisywanych już tysiące razy, ale tak podanych przez Murakamiego, że czytelnik szybko pochłania kolejne stronice nucąc przywoływane przez autora klasyczne piosenki rockowe (ze wskazaniem na Beatlesów i Beach Boys).
 
"Słuchaj pieśni wiatru" to w dużej mierze książka o...pisaniu i  procesie przetwarzania życia w literaturę. Murakami odnosi swoje rozważania na ten temat do dokonań i przemyśleń fikcyjnego mistrza jakim jest dla narratora amerykański pisarz Derek Heartfileld. Poświęca mu wiele akapitów, nadmieniając, że "był wyjątkowym twórcą, jednym z niewielu, którzy umieli walczyć, posługując się tekstem jako bronią". Zmagania z materią słowa to praca żmudna i często niewdzięczna, a jednak jak konkluduje autor "pisanie jest przyjemne. Bo w porównaniu z trudem życia nadawanie mu znaczenia jest nadzwyczaj proste".  W tym zdaniu tkwi chyba sedno zachwytu nad dokonaniami tego japońskiego pisarza. Rzeczywiście jest on niezrównany w układaniu zwyczajnych z pozoru wydarzeń w takie konfiguracje, które absorbują naszą uwagę, aż do zakończenia.
 
Druga z powieści to, między innymi, rodzaj hołdu złożonego flipperowi czyli automatowi do gry, wynalezionemu przez Raymonda Moloneya. "Superherosi, potwory, studentki, football amerykański, rakiety i dziewczyny...to wszystko były zwykle marzenia, które spłowiały i odeszły w zapomnienie w mroku salonów gier" pisze o swojej wizycie w magazynie, w którym tajemniczy kolekcjoner zgromadził prawie osiemdziesiąt maszyn. Fascynacja tym przedmiotem łączy narratora i Szczura, którzy poświęcają swój cały niemalże wolny czas na grę, sącząc kolejne kufle piwa, rozmawiająć z chińskim barmanem Jayem i spychając na plan dalszy problemy codzienności. Taki stan zawieszenia mógłby trwać i trwać, bo rozstanie z takim trybem życia może być bolesne, ale przecież dojrzałość i związnany z nią bagaż obowiazków kiedyś wreszcie nas dopadnie...