Sarin to toksyczny związek chemiczny z grupy fosfonianów, stosowany jako bojowy środek trujący, zaliczany do grupy środków paralityczno-drgawkowych. Tę bezbarwną ciecz rankiem 20 marca 1995 roku w kilku pociągach tokijskiego metra rozpylili członkowie sekty Omu. To miał być początek apokalipsy, wyzwalającej japońskie społeczeństwo... W książce „Podziemie. Największy zamach w Tokio” Haruki Murakami analizuje to zdarzenie z wielu punktów widzenia, przede wszystkim z perspektywy ofiar.
Reportaż zainspirowany listem
„Kronika ptaka nakręcacza”, „Norwegian Wood” czy „1Q84”, to jedne z najbardziej znanych dzieł tego pisarza. Polscy fani Harukiego Murakamiego mogli dotąd nie wiedzieć, że poza prozą i esejami ten japoński autor już znacznie wcześniej zajmował się także reportażem. „Podziemie. Największy zamach w Tokio” to pozycja wydana w 1997 roku, a niedawno przetłumaczona na język polski przez Michała Kłobukowskiego. W przedmowie do niej pisarz informuje, że do podjęcia tematu zamachu zainspirował go znaleziony w gazecie list żony człowieka, który przeżył to zdarzenie, ale jego stan zdrowia bardzo się pogorszył. W konsekwencji coraz gorzej znosił obowiązki zawodowe, stając się ofiarą nękania ze strony kolegów z pracy. Uderzony tym opisem wtórnej wiktymizacji, Murakami postanowił porozmawiać z osobami, które ocalały oraz z rodzinami tych, którzy zginęli lub też (jak to było w przypadku Shizuko Akashi) musieli poddać się długiej rehabilitacji.
Kilkaset osób z wywróconym życiem
W pierwszej części książki znajdujemy więc relacje z 20 marca, przekazane przez „zwykłych ludzi”, którzy nagle zostali wyrwani z kolein codziennego życia. To przedsiębiorcy, urzędnicy, pracownicy korporacji, reprezentujący profesje związane z handlem czy gastronomią. To ludzie z reguły pracowici, sumienni, zawsze punktualni. Zastanawiają się więc, dlaczego to właśnie oni znaleźli się w takiej sytuacji. Co prawda tylko 12 osób spośród pasażerów i pracowników metra zmarło, ale kilkaset bardzo ucierpiało, przebywając później w szpitalach, a także tracąc pracę z powodu pogorszenia zdrowia.
Dokąd zmierza Japonia?
Czytelnika początkowo może trochę znurzyć powtarzalność pewnych obrazów w tych opowieściach. Relacjonujący mówią o tym, w którym wagonie zajęli miejsce, jak długo jechali, gdzie mieli przesiadkę... Jednak po przeczytaniu tych fragmentów trafiamy na bardziej zróżnicowane relacje. Szczególnie poruszające są wspomnienia, które Murakami otrzymał od wdowy po Eijim Wadzie i od jego rodziców. Kobieta opowiada o tym, jak go poznała, kim dla niej był i z jej słów wyłania się wizja ogromnej, tak nieoczekiwanej straty, której w żaden sposób nie można uznać za uzasadnioną. Tym bardziej bolesnej, że jej mąż nie zdążył zobaczyć córki, która urodziła się niedługo po tragedii.
Bardzo znaczący jest z pewnością rozdział „Ślepy koszmar? Dokąd zmierzamy, Japończycy?”. Autor uważa, że „do zrozumienia czym naprawdę był zamach gazowy w Tokio, nie wystarczy nawet najdokładniejsze zbadanie pobudek i sposobów działania „ich” podżegaczy i sprawców”... Według niego „prawdziwy klucz (albo jego część) do zagadki, przed którą „oni” przemocą postawili Japonię” prawdopodobnie znajduje się gdzie indziej, tzn. w mentalności, pragnieniach i aspiracjach przeciętnych Japończyków, którzy m.in. stali się ofiarami sekty Omu.
Bardziej obiektywny obraz
Druga część książki, zatytułowana „Obiecane miejsce”, jest praktycznie próbą uzasadnienia tego twierdzenia. Murakami dotarł do osób, które wstąpiły do sekty i działały w niej na różnych szczeblach. Pytał o to, co je skłoniło do takiej decyzji, co im dała ta przynależność, a także jak postrzegają osobę twórcy organizacji, czyli Shoko Asaharę. Murakami stara się ukazać bardziej obiektywny obraz całej sekty i tych jej członków, którzy nie brali udziału w zamachu. Chciał dotrzeć do informacji, jakie japońskie media spychały na plan dalszy, ukazując jedynie jednoznacznie czarno-białą wizję wydarzeń.
Nadal wierzą
Poznajemy dzięki temu takie osoby jak Miyuki Kanda, która od dzieciństwa miewała mistyczne sny i uwielbiała literaturę fantasy, a w sekcie znalazła wspólnotę, która ją wspierała... Inny członek Omu, Hiryouki Kano, mówi: „Nadal wierzę, że ta idea ma wiele do zaoferowania. Wymaga czegoś w rodzaju logicznego odwrócenia. Pewne jej elementy budzą nadzieję, a ja staram się wyraźnie rozróżniać, co rozumiem, a czego nie”. On co prawda zdystansował się wobec innych członków, ale nie uznaje czasu, który poświęcił sekcie za stracony...
Hidetoshi Takahashi natomiast wstępował do niej dwa razy, gdyż poddawał w wątpliwość stosowane w niej metody i dostrzegał ewidentne manipulacje oraz przemoc wobec szeregowych członków. Choć uważał, że zamach należy potępić, postrzegał to, co się stało jako coś w rodzaju psychologicznego uwolnienia „wszystkiego, co się w Japonii nawarstwiło: złości i tej naszej wypaczonej świadomości”. Mowa jest także o materializmie i zagubieniu duchowych wartości. Teraz, kiedy wiele osób traktuje epidemię jako naturalny skutek negatywnych tendencji, lektura książki Murakamiego niewątpliwie jest bardzo „na czasie”, choć minęło już prawie 25 lat od jej powstania...
Komentarze
4