Jak bardzo człowiek jest w stanie zmienić swoje poglądy, kiedy nadchodzi koniec świata i dotąd obowiązujące prawa przestają mieć znaczenie? Co robić, aby w niesprzyjającej rzeczywistości nie tylko przetrwać, ale spróbować na nowo żyć?
Miejsce zbrodni zamiast azylu
Głównym bohaterem książki Hanny Jameson jest amerykański historyk, Jon Keller, który podczas ataku nuklearnego na większe stolice świata, znajduje się w Szwajcarii, do której przybył na konferencję naukową. To z jego perspektywy poznajemy świat, gdyż książka ma być jego kroniką, która być może kiedyś trafi do jego żony i dzięki temu ona dowie się, co mu się przydarzyło.
Jon podjął decyzję, że nie będzie opuszczał hotelu, ponieważ nie wiadomo, czy udałoby mu się wydostać poza granice państwa, a poza tym budynek wydawał się przyzwoitym schronieniem. Wraz z Jonem pozostało około dwudziestu ludzi. Jednak budynek mający być azylem, okazał się być miejscem zbrodni, która nie dawała Jonowi spokoju...
Dużo różnych emocji
Oprócz zagadki detektywistycznej, Jon wraz ze swoimi współtowarzyszami niedoli, musi uporać się z kwestią zmniejszania się zapasów żywności, problemami ze wzajemnym zaufaniem, a także ludzkimi emocjami – samotnością, depresją czy poczuciem braku przynależności do grupy.
Czy jednak strach przed opuszczaniem hotelu nie jest przedwczesny? Do bohaterów docierają szczątkowe informacje o tym, że niektóre rejony nie zostały całkowicie zniszczone, a więc może wokół nich są inni ludzie, którzy przeżyli? A jeżeli są, to rodzi się pytanie, czy będą przyjaźnie nastawieni…
Kryminał czy postnuklearna apokalipsa?
Skłaniałabym się do stwierdzenia, że bardziej jest to książka o apokalipsie z elementami kryminału. O wiele bardziej wyeksponowane są emocje związane z końcem świata i działania, które mają pomóc w odnalezieniu się w nowej rzeczywistości. Sprawa morderstwa jest bardziej odskocznią dla bohatera od ciągłego zamartwiania się o swoje życie niż zagadką do rozwiązania przez czytelników, choć trzeba przyznać, że momentami można wciągnąć się w intrygę. Mnie zdecydowanie bardziej zainteresowała kwestia przetrwania.
Akcja się nie dłuży, przez co książkę czyta się szybko. To wiąże się jednak z szybkim, czasami mam wrażenie, że z przedwczesnym, rozwiązaniem konfliktów między bohaterami. Ale zdecydowanie wolę takie rozwiązanie niż przydługie opisy, które zabiłyby dynamiczność, tak istotną w świecie na skraju upadku.
Przywódca, lekarz, strzelec
Jak na książkę o przetrwaniu przystało, znajdziemy bohaterów urodzonych do bycia przywódcą (Dylan), osobę, która nie chce pełnić takiej funkcji, ale jest zmuszona okolicznościami (Jon). Dla smaczku mamy jeszcze podział na fizycznie zdolnych (Tomi) i tych mniej zwinnych i sprawnych (Yuka). Autorka sprytnie umieściła w jednej przestrzeni ludzi różnych narodowości i z różnych kręgów społecznych. Takie połączenie dało możliwość przedstawienia kilku podejść do radzenia sobie w trudnych sytuacjach oraz na stworzenie konfliktów między bohaterami, które nie wydawały się wymuszone, ale jak najbardziej realne.
W moim odczuciu dostajemy pozytywne zakończenie, które nie jest jednoznacznym happy endem, ale tego chyba nikt po postapokaliptycznej książce by się nie spodziewał.
Powieść daje do myślenia, jak bardzo człowiek się zmienia, kiedy musi zacząć żyć według nowych zasad oraz jak łatwo (albo wręcz przeciwnie) przystosowuje się do nieznanego. Stawia też przed nami pytania o to, czy z powodu strachu przed nieznanym, nie tracimy czegoś ważnego i czy nie warto czasem zaryzykować. Może się okazać, że to strach jest naszym największym wrogiem.
Od strony technicznej
Nie mogę nie wspomnieć o tym, że w książce występuje narracja pierwszoosobowa. Nie powinno to specjalnie dziwić, biorąc pod uwagę, że mówimy o kronice. Dla mnie osobiście było to jednak wyzwanie, bo nie jestem fanem takiego sposobu opowiadania i z początku bardzo mi to przeszkadzało. Z każdą kolejną stroną było jednak coraz lepiej i dzięki temu mogłam przeżyć wraz z bohaterami przygodę w nowym, odmienionym świecie.
Komentarze
0