„Kochanie, zabiłam nasze koty” to nowa książka Doroty Masłowskiej. Sądzę, że nie zaskoczy, ale też nie rozczaruje tych, którzy jej twórczość znają.

Konsumpcja rzeczywistości

„Przyjaźń przez Facebook, sport na konsoli, seks przez kamerkę, wychowywanie dzieci przez Skype`a” to opis współczesnych obyczajów, który autorka wplotła w dość gęstą narrację. Konsumujemy zatem rzeczywistość, szukając wciąż mocniejszych wrażeń, w miarę możliwości unikając wszelkiego wysiłku (także umysłowego) i tak jest niemal wszędzie.  Choć  miejscem akcji jest Bath, to równie dobrze mogłaby nim być Polska, o której jedna z bohaterek mówi, że „to taki kraj w byłej Jugosławii”.

Farah i Joanne to przyjaciółki, które przebywają ze sobą i zwierzają się z własnych problemów (najczęściej na kawie w „kompletnie trendowym Bad Berry”). Wydawałoby się, że dobrze się rozumieją i nawet obiecują sobie nie mieć więcej „żadnych chromolonych chłopaków”.  Kiedy jednak, pracująca w salonie fryzjerskim, Joanne, poznaje pewnego hungarystę, wówczas Farah zostaje odstawiona na boczny tor. Próbuje jeszcze zwrócić na siebie uwagę, dramatycznie stara się przypomnieć o swoim istnieniu, ale czuje się coraz bardziej samotna. Ratunkiem wydaje się spotkanie z dość ekscentryczną artystką Go...

Strzeżcie się

”Kochanie... „ to zabarwiony humorem szkic do portretu generacji współczesnych 30-latków, w którym autorka ironizuje na temat powierzchownego życia, modnych miejsc i uznawanych za właściwe zachowań, ze świata, w którym jednostki nieprzystosowane, po prostu są eliminowane na własne życzenie. ”Strzeżcie się wszyscy niepijący, niepalący, nieatrakcyjni seksualnie, neurotyczni, zaburzeni, pogrążeni w depresjach, (...) Kryjcie się nieopaleni, nieposypani brokatem, nieumiejący piszczeć, ciężarni, poruszający się na wózkach, ci z celulitem i nadmierną potliwością, bulimicy...”. Nie ma tu dla was miejsca.

Nieuchwytna materia

Masłowska oczywiście raczy czytelnika sporą dawką swego, tak dla niej charakterystycznego, słowotwórstwa , a poza tym znajdziemy w „Kochanie...” swego rodzaju refleksję dotyczą procesu tworzenia. Sama  zresztą opisuje swoje zmagania z oporną  i nieuchwytną materią powstającej powieści, a Go aplikuje nam taką o to opinię: „Piszę opowiadanie i po jednym zdaniu myślę sobie: hejże, nie będę tu siedzieć jak głupia i opisywać czegoś, co w ogóle nie istniał, skoro wokół jest tyle ciekawszych rzeczy: koncertów, wystaw i zwariowanych popijawek, które w najlepsze sobie istnieją”

W sumie  jest to lektura o mniejszym nieco ciężarze gatunkowym. Nie znaczy to jednak, że Masłowska obniżyła loty. Nawet w takiej, bardziej swobodnej i zdawałoby się lekko niedopracowanej formie, daje czytelnikowi dawkę  konkretnej i bynajmniej nie błahej strawy intelektualnej.