W tym nadodrzańskim mieście egzystuję od zarodka, niekoniecznie z własnego wyboru. Aczkolwiek nie chcę przez to powiedzieć, że koniecznie chciałabym się przenieść w inne miejsce, bo tak w zasadzie nie jest. „Dlaczego w zasadzie?” - ktoś spyta... Ano dlatego, że...
A samo w sobie osiedle? Uważam, że jest piękne – spokojne, ciche, naprawdę zadbane, żywe. Tak, jest żywe dzięki oddechowi lasu i niezliczonej ilości zieleni, dzięki kolorom, dzięki tym wszystkim ludziom, którzy w letnie słoneczne dni spacerują jego ulicami. Idąc dalej, w stronę mojej byłej podstawówki, którą wspominam z łezką w oku, dostrzec można rozbudowujące się drugie osiedle, Nad Rudzianką. Niebiesko-pomarańczowe bloki, które przypominają bardziej piętrowe domki niż tradycyjne „kloce” przepięknie wkomponowują się w krajobraz otaczających je pól i drzew. Z daleka, patrząc w stronę wspomnianej wcześniej Puszczy, kiedy niebo błękitne a słońce w pełni, podziwiać można wspaniale kontrastujące ze sobą z jednej strony wiosenne, dodające otuchy barwy owych domów, z drugiej – groźne, mroczne odcienie wielkich drzew, składających się na kolonię ją tworzącą...
A jak przedstawia się druga część naszego miasta, lewobrzeże, centrum Szczecina? Wbrew temu, co mówią, wcale nie jest takie szare i brudne. Oczywiście nie mówię o porze późnojesiennej, kiedy na drzewach ciężko dostrzec już jakikolwiek pomarańczowy czy czerwony liść, ale w czasie, kiedy wszystko kwitnie lub żyje „pełną gębą”... - Jasne Błonia, które moim zdaniem są wizytówką tego miasta, z pomnikiem naszego Ś.P. Papieża Jana Pawła II oraz pomnikiem Czynu Polaków i oczarowującą fontanną, rzędami barwnych, pachnących kwiatów, za którymi ciągnie się Park Kasprowicza z romantycznym mostkiem i imponującym Teatrem Letnim... tego nie da się przeoczyć. Naprawdę nie da. Ile to ja razy, wybierając się na dłuższą przejażdżkę rowerową, zahaczałam o te rejony Szczecina? Bardzo wiele. Bez żadnej przesady powiem, że gdyby to nie było tak daleko ode mnie, przemierzałabym tą trasą każdy słoneczny dzień. A co byłoby celem mojej podróży? Jezioro Głębokie. Tak, Jasne Błonia połączone są świetnym szlakiem z Lasem Arkońskim (ah, jakże miłe mam wspomnienia z lat dzieciństwa z „Arkonki” – otwartego basenu w sercu tego lasu...), który prowadzi wprost nad wspomniane jezioro. Przebycie całej trasy w wolnym tempie może nieco zająć, ale czy wskazany w tym wypadku jest jakikolwiek pośpiech? Nie, tutaj pośpiech nie miałby żadnego sensu – by móc wdychać świeżość i zapach świerków w głębi lasu, z dala od spalin, trzeba jechać powoli, rozkoszując się jego urokami. Samo objechanie Głębokiego też wymaga sporego wysiłku i energii – wbrew pozorom nie jest to jezioro małe, jakby mogło się wydawać na pierwszy rzut oka. Wokół niego, oprócz płatnej plaży, znajduje się też wiele miejsc, z których ludzie stworzyli miejsca na ognisko czy wypoczynek, i którzy licznie w ciepłe dni zbierają się w nich przy pieczeniu kiełbasek czy popijaniu chłodnego piwa w ciepłą, letnią noc. Niedaleko mieści się osiedle Zawadzkiego, niby nic takiego, a jednak ja mam do niego wielki sentyment – mieszkała nań moja Ś.P. Babcia, u której spędzałam zawsze dużą część moich wakacji dlatego pomimo blokowiska, uwielbiałam i uwielbiam wciąż tamte rejony. Uwielbiałam ze względu na spacery do Lasu Arkońskiego, na kasztany, czy nawet pobliski rynek. Nie zamieniłabym tamtego czasu na nic, naprawdę na nic. Moje dzieciństwo, moje życie było i nadal jest tu, w tym mieście, w Szczecinie.
Jak dotąd w mojej wypowiedzi można było znaleźć same superlatywy (ale nie hiperbolizacje!) tyczące się konkretnych miejsc, może więc pora, zwyczajem rodowitego Polaka, trochę ponarzekać? Stan dróg. Tak, stan dróg jest tragiczny, ale tak jest w całej Polsce, więc nie jest to argument za „nie” konkretnie dla mojego miasta, aczkolwiek można by bardziej zadbać o zapewnienie objazdów, zamiast puszczać tiry przez samo centrum (a potem dziwić się skąd takie koleiny)! Także niektóre dzielnice są... straszne, ale jak to zwykle bywa – centrum ma wyglądać jako tako, a o obrzeża już nikt się nie martwi, bo goście tam nie zajadą. Goście gośćmi, a czy mieszkańcy też nie powinni mieć ładnie i przytulnie? W końcu to my stanowimy płuca tego miasta, nie turyści...
Kultura? Wiele ciekawych wydarzeń omija nasze miasto, czy po prostu nie ma tego, czego akurat dana osoba by chciała? Trzeba by chyba połączyć jedno z drugim tak naprawdę. Z czego to wynika? Że z tych większych miast jesteśmy najbardziej na „krawędziach” kraju? A Kraków? Kraków to niby jest w centrum Polski? Więc czemu mało który bardziej znany zespół chce do nas przyjeżdżać? Bo nie ma odpowiedniego miejsca na pokaźny koncert. Z tym chyba większość się zgodzi. Ostatnio, pamiętam, na Torze Kolarskim grało Deep Purple..., nie mamy jednak żadnej zadaszonej hali niczym katowicki Spodek, czy nawet warszawska Stodoła/Progresja. Nasze kluby są małe, ciasne i nienajlepiej klimatyzowane – mówię tutaj głównie o Słowianinie, w którym odbył się koncert ... ANATHEMY! Kto by pomyślał, że TAKI zespół zagra w naszej szczecińskiej konserwie, w której byliśmy ściśnięci niczym sardynki. A jednak zagrał, u nas, w tej „wiosce z tramwajami”, w tym mieście z urodziwymi Wałami Chrobrego czy Bramą Królewską, w mieście z secesyjnymi i neoklasycznymi budowlami (te stare ryciny i zdjęcia...), w mieście z Placem Grunwaldzkim, na którym starsi ludzie grają w szachy... w tym mieście, którego projektantem był ten sam architekt, ołówkiem którego powstał Paryż! (swoją drogą nie wydaje Wam się, Drodzy Czytelnicy, że, patrząc z lotu ptaka na nasze ronda, wyglądają one niczym topione serki „trójkąciki” Hochland?). Nadmienię, że koncert grupy z Liverpoolu (brzmi jakbym pisała o Beatlesach), pomimo problemów technicznych (o ile dobrze pamiętam najpierw padł wzmacniacz, potem był problem ze światłami...) oceniany był jako najlepszy spośród czterech, które składały się na ubiegłoroczną, czerwcową trasę zespołu po naszym kraju. Coś jednak jest w tej „zajezdni tramwajowej”, co spowodowało, że występ doszedł do skutku. Czyżby jednak zdolności organizacyjne naszych mieszkańców? Sponsorzy? Urok osobisty? Nie wiem, ale COŚ jednak jest. I to COŚ świadczy o tym, że jak się chce, to się może (oczywiście nie w każdych przypadkach, nie przesadzajmy...), i że są u nas ludzie, którzy potrafią zadbać o dobrą imprezę, jeśli tylko się postarają. Inny przykład – Baltic Electronic Wave Transmissions – ktoś z Was kojarzy ten mały festiwal muzyki elektronicznej, który odbył się rok temu w City Hall? Organizacja imprezy była naprawdę dobra pomimo, że początkowo w deszczu czekaliśmy przed wejściem jakiś czas (ale to się wytnie, bo sama zabawa odrobiła te straty). Niestety, już nie z woli osoby koordynującej całe przedsięwzięcie, After Party zakończyło się trochę po 2 w nocy co było... sami rozumiecie. Ale poza tym wszystko odbyło się zgodnie z planem i muszę przyznać, że po wrażeniem naszego szczecińskiego City Hall byłam i jestem. Nie jest to może jakiś potężny lokal z wielką sceną, ale na mniejsze koncerty odpowiedni (ciekawy wystrój ponadto i niezłe światła).
Ale bądź co bądź to jest kropla w morzu... Obiektywnym okiem patrząc, naprawdę niewiele się u nas dzieje, jeśli o koncerty chodzi, o koncerty takich większych grup rzecz jasna. Ale jak wspomniałam są osoby, które POTRAFIĄ, i które CHCĄ. My musimy je wspierać!
...Spoglądając jeszcze na piękno tego miasta, grzechem byłoby nie wspomnieć o... Cmentarzu Centralnym, jednym z największych w Europie (trzecim pod względem zajmowanych hektarów) i z pewnością największym w Polsce – chyba nikt nie zaprzeczy, że jest piękny, czyż nie? Gdyby nie wiadome znaczenie tego miejsca, można byłoby je uznać za cudowne miejsce do rodzinnych spacerów – różnorodność kwiatów, drzew i krzewów, pięknych pomników czy licznych alejek. Magia tego miejsca jest ogromna – w czerwcu tego roku odbył się tam koncert Requiem za tych, którzy nie powrócili z morza, wieczorem, gdy ciemność otuliła już świat. Wyobraźcie sobie tę muzykę, zestawioną ze scenerią stuletniego ogrodu dendrologicznego tchniętego duszami zmarłych i tych, którzy się za nie modlili...
...Czy naprawdę ten Szczecin jest taki zły? Wiem, że piękno i czar pojedynczych miejsc nie może mówić za całokształt. Wiem, że ciężko jest u nas z pracą. Wiem, że powstają nowe hipermarkety i centra handlowe. Wiem, że zaraz zza rogu wyrośnie kolejna stacja benzynowa. Wiem. I z tą wiedzą tu żyję. I pomimo tego, że w przyszłym roku wyjadę by zarobić – wrócę. Tutaj, do mojego miasta, do mojego życia, do moich wspomnień, do mojej rodziny, do moich wypraw rowerowych, do moich przyjaciół, do mojego pokoju, do mojej klawiatury, na której teraz stukam to dla Was. Wiem, bo wbrew wszystkiemu, wbrew temu, co mi się tutaj nie podoba, co chciałabym zmienić (a tego jest wiele bądź co bądź) ja kocham to miasto. Tu się urodziłam, tu się wychowałam, tutaj przeżyłam moje szczęśliwe i te mniej szczęśliwe lata... Wiem, że obiektywnie rzecz biorąc jest na co narzekać, ale w tym artykule chciałam po prostu pokazać Wam, że nie można we wszystkim dopatrywać się tylko tych złych stron. Są, owszem, ale czy mają one stłumić, przyćmić piękno tego miasta? Szczecin oprócz wspaniałych miejsc ma też potencjał, i to naprawdę ogromny – jesteśmy miastem portowym, mamy Stocznię, mamy ciekawe, rzeźbione budynki, mamy dużo zieleni, mamy w sumie niedaleko do morza (nie, nie leżymy tuż nad Bałtykiem, jak to się naszym niektórym sąsiadom spoza województwa wydaje), graniczymy z Niemcami, i powinniśmy to wszystko odpowiednio wykorzystać... Potrzeba nam NIE zmiany miasta, nie przeprowadzki – potrzeba nam zmiany rządzących, bo to nie w naszym Szczecinie tkwi problem, ale w tych, którzy próbują zrobić z niego to, czym być nie powinien...
Komentarze
0