– Czas skończyć z traktowaniem młodych osób jak tanią i legalną siłę roboczą – mówią politycy z młodzieżówki Nowej Lewicy. W ich opinii darmowe staże i praktyki w przedsiębiorstwach, ale i samorządzie oraz spółkach samorządowych, to coraz częściej stosowany wyzysk, który nie powinien mieć miejsca. Na konferencji prasowej młodzi politycy wystosowali również apel do prezydenta Piotra Krzystka.

Choć mogłoby się wydawać, że w obecnych realiach, czyli przy niskim bezrobociu i silnym nastawieniu na rozwój pracowników, bezpłatne staże i praktyki zdarzają się coraz rzadziej, to politycy Młodej Lewicy przekonują, że problem jest poważny i wymaga regulacji.

– Pora nazwać rzeczy po imieniu: darmowe staże i praktyki to po prostu wyzysk młodych ludzi. Jesteśmy bezpłatną i legalną siłą roboczą, co powinno być wstydem dla polskiego państwa, ale też wstydem dla rządu, który pozwolił na to przez tak długi czas – mówiła Anna Wardak, przewodnicząca Młodej Lewicy w Szczecinie.

Jakub Korczyński na konferencji prasowej posłużył się rekwizytem, a dokładniej – banknotem o najniższym nominale.

– To jest 10 złotych, czyli o całe 10 złotych więcej niż to, co tysiące absolwentów szkół otrzymują za godzinę swojej pracy. W jaki sposób młoda osoba, która właśnie skończyła studia i nie przysługuje jej już miejsce w akademiku, może sobie pozwolić na odbycie takiego stażu? W jaki sposób opłacić dojazd do miejsca praktyk, koszty mieszkania, koszty wyżywienia, gdy pracujemy na pełen etat za darmo? – pytał Korczyński.

Politycy Młodej Lewicy zaapelowali do prezydenta Szczecina Piotra Krzystka o wdrożenie polityki nakazującej godziwe wynagradzanie praktyk i staży w szczecińskim urzędzie miasta oraz podmiotach zarządzanych przez miasto.

Jak praktyki studenckie wyglądają w rzeczywistości? Umowę o bezpłatne praktyki, tzw. umowę absolwencką, podpisuje się z osobą, która ukończyła co najmniej szkołę gimnazjalną i nie przekroczyła jeszcze 30. roku życia. Maksymalny czas uczestnictwa w praktykach bezpłatnych wynosi 3 miesiące. Dodajmy, że praktyki w przypadku szkół branżowych czy techników kierunkowych zwykle są opłacane przez pracodawców. W takich przypadkach stawki są jednak niższe niższe niż te przysługujące zatrudnionym pracownikom.