13 lutego, dokładnie po trzech latach i trzech dniach od nagrania płyty „Na żywo” Katarzyna Groniec po raz kolejny wystąpiła w szczecińskiej Filharmonii.
Oczywiście w międzyczasie artystka koncertowała w naszym mieście – promując swój ostatni studyjny album „Listy Julii” czy także uświetniając 65-lecie Radia Szczecin. Za każdym razem jej przyjazd to duże wydarzenie i nie jest to zaskakujące zważywszy, że to naprawdę nietuzinkowa wokalistka. Wczorajszy wieczór rozpoczęła od utworu „Podobno gdzieś istnieje” (z płyty „Przypadki”), po którym została wykonana kompozycja „Ona jest”.
Na scenie tonącej w mroku pani Katarzynie („wyciętej” przez blask strumienia światła) towarzyszyli trzej muzycy - Łukasz Damrych – fortepian, Robert Szydło - gitara basowa i Łukasz Sobolak – perkusja, którzy właśnie w tym drugim utworze mogli pokazać swoje możliwości, wypuszczając się na instrumentalny „przejazd”. Po tym akcencie został zaprezentowany pierwszy w programie numer z „Listów Julii” - „Seans Romea” (w sumie było sześć pieśni z tej płyty). Kolejne kompozycje to „Do obcych rąk”, „Poste Restante” , „Mamo”, „Jacksons Monk and Rowe” , „Kobra”, „Niepowtarzalna oferta” oraz „Milleheaven” z repertuaru Nicka Cave`a. Artystka górowała nad publicznością, stojąc na czerwonym postumencie, potem na nim siedząc, przybierając różne pozy i mową ciała interpretując słowa piosenek. To jedna z najbardziej dbających o formę przekazu polskich wokalistek. Każdy utwór, który wykonuje, to wręcz jednoaktowa inscenizacja. Szept, krzyk, intonacja, mimika- to środki wyrazu jakimi operuje pani Katarzyna wręcz bezbłędnie.
W dalszej części jej występu usłyszeliśmy jeszcze „List do wroga”, „Żałosny cyrk”, „Prawie bym się dała nabrać”, „Przyjaciółki”, dwie piosenki niepoprawne politycznie - „Bigotki” i „Otchłań potępienia” , a następnie „Zastanów się w co grasz” i „Youkali”. To był podstawowy repertuar. Widownia była zachwycona, ale jeszcze nienasycona. Wywoływała muzyków tak długo, aż wrócili by przedstawić prześmieszną „Krzyżówkę” oraz bardziej refleksyjny „Twój głos”. W dodatku po zakończeniu było jeszcze można kupić wydawnictwa fonograficzne artystki, a nawet zdobyć autograf na nich. Pełna satysfakcja !
Komentarze
5