To była już druga wizyta Manhattan Transfer w naszym mieście. W 2008 roku ten niezwykle ceniony zespół wokalny pojawił się na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich. Wczoraj powrócił do Szczecina, by wystąpić w złotej sali Filharmonii i chyba nikogo nie dziwi fakt, że bilety na to wydarzenie zostały wyprzedane.

Swingujący początek i polskie korzenie

Od czasu poprzedniego występu w Szczecinie w składzie Manhattan Transfer nastąpiła bardzo poważna zmiana. W 2014 roku zmarł założyciel zespołu – Tim Hauser i został zastąpiony przez Trista Curlessa. Z udziałem tego wokalisty nagrano album „The Junction”, który został wydany w 2018 roku. Utwory z tej płyty są aktualnie ważną częścią repertuaru na żywo, a „Swing Balboa” otworzył wieczór w Filharmonii.

To był mocny początek tego różnorodnego występu, podczas którego Janis Siegel, Cheryl Bentyne, Alan Paul i Trist Curless wyśpiewali oczywiście także wiele bardzo znanych utworów, takich jak: „Topsy”, „Route 66”, „The Duke of Dubuque” (wykonany á capella) czy inspirowany muzyką Angelo Badalamentiego „10 Minutes Till the Savages Come”. Oprawę instrumentalną zapewnili im pianista Yaron Gershovsky, kontrabasista Boris Kozlow i perkusista Ralph Peterson, którzy niewątpliwie zagrali bardzo sprawnie, umiejętnie dopełniając brzmienie.

Pomiędzy utworami wokaliści mówili o niektórych kompozycjach, wspominali występy z początku kariery, a Alan Paul powiedział, że co prawda nie włada naszym językiem, ale ma polskie korzenie, bo naprawdę nazywa się... Wichinsky.

Nowa płyta i emocjonujący nastrój

W środku swego show artyści poświęcili więcej uwagi, wspomnianej już nowej płycie i wtedy usłyszeliśmy m.in. „Sometimes I Do”, “The Man Who Sailed Around His Soul” oraz „Cantaloop (Flip Out!)”, czyli ich własną wersję słynnej kompozycji Herbiego Hancocka. Ten utwór szczególnie ożywił publiczność, która pozostała już w takiej dyspozycji do końca wydarzenia.

Później zabrzmiały przebojowy „I Love Coffe” oraz nieśmiertelny „Birdland” - perfekcyjnie poprowadzone przez cztery głosy. Wtedy widzowie porzucili miejsca siedzące, a wielu z nich kołysało się w rytm tej swingującej kompozycji. To właśnie za ten numer Manhattan Transfer otrzymał swoją pierwszą nagrodę Grammy (w 1980 roku), a właściwie od razu dwie statuetki – przyznane w dwóch różnych kategoriach.

Bossa nova na finał

Końcówka występu była zatem bardzo melodyjna i rozrywkowa. Amerykanie podbili jeszcze te emocje wykonaniem kolejnego utworu z płyty „The Junction”. Była to „Tequila”, oparta na rytmie bossa novy – kolejna okazja do tańca i zabawy, a więc widzowie wychodzili z sali w nastroju prawdziwie karnawałowym!