Choć Hiszpanie Mistrzostwa Świata w RPA zaczęli od porażki, to Paco De Lucia w Szczecinie, tego samego dnia (16 czerwca) na pewno nie zawiódł oczekiwań. Zagrał na dziedzińcu Zamku Książąt Pomorskich ponad dwugodzinny koncert, który nie tylko wielbicielom flamenco dał wiele satysfakcji.

Jeszcze nie ochłonęliśmy po koncertowych emocjach zaaplikowanych publiczności dzień wcześniej przez Gotan Project, a już otrzymaliśmy kolejny wieczór artystycznych wrażeń wysokiej jakości. Paco De Lucia to bowiem muzyk, o którym nie bez powodu mówi się, że uczynił z flamenco sztukę, sprawiając że zostało docenione niemalże wszędzie. Grał już w Szczecinie w 1992 roku w sali Opery na Zamku, ale z racji pojemności tego obiektu, nie tak dużo osób mogło zobaczyć ów występ. Tym razem przyjechał do naszego miasta w ramach cyklu Szczecin Music Fest, a przyszło go zobaczyć blisko dwa tysiące widzów. Od czasu wydania jego ostatniej studyjnej płyty "Cositas Buenas" minęło już 6 lat, także Paco aktualnie nie promuje żadnego nowego wydawnictwa. Ma zresztą tak bogaty repertuar, że może z niego skonstruować kilkanaście koncertów i każdy z nich zapewne byłby równie udany.

Podczas tego wczorajszego występu przedstawił m.in. takie znane swoje kompozycje jak "Zyryab", „Buleria” czy "Mi Nino Curro", a towarzyszył mu zespół instrumentalistów w składzie: Niño Josele (gitara)Antonio Serrano (klawisze i harmonijka ustna), Alain Perez (bas), Piranha (perkusja), oraz dwóch wokalistów:- Cristo Heredia  i David de Jacoba. Był także jeszcze ktoś, ale o nim później ...Scenografia była skromna, ale bardzo  sugestywna, ponieważ składały się na nią ustawione w donicach palmy. Ich zielone liście pięknie odbijały światła reflektorów gdy zapadł zmierzch.

Paco mówił niewiele. Praktycznie ograniczył się tylko do przedstawienia swego zespołu pod koniec koncertu. Jednak milczenie było jak najbardziej zrozumiałe, skoro tak wymowne były dźwięki, które wydobywał ze swej akustycznej gitary.. Precyzyjne, koronkowe wręcz instrumentacje łączące flamenco z rumbą, tangiem, bluesem czy fusion wywoływały różne emocje w zależności od nastrojów jaki operował ten muzyk  Większość widzów chłonęła każdą sekundę tego niepowtarzalnego spektaklu, starając się by nie uronić najmniejszego detalu. Szczególnie frapujące były na pewno te bardziej dynamiczne i mocniej zrytmizowane sekwencje podczas których wspaniale współgrały gitary z bębnami. Choć nie była to muzyka łatwa w odbiorze, to ekspresja, z jaką instrumentaliści wykonywali poszczególne partie była odczuwalna wręcz podskórnie. Nie zagłębiając się w strukturę poszczególnych kompozycji po prostu czuło się  moc  oddziaływania, przepływ energii. W dodatku dramatyczne głosy obu wokalistów  potęgowały te doznania.

Nawet jeśli ktoś jednak nie docenił kunsztu  Paco, to już z pewnością nie mógł być obojętny dla popisów tanecznych towarzyszącego mu tancerza Farruco. W czarnej koszuli i takichże obcisłych  spodniach oraz w tradycyjnych menkesach kilkakrotnie wychodził na scenę by pokazać, co potrafi. Jego taniec odzwierciedlający melodyczne bogactwo kompozycji, wzbudzał wielki aplauz i ożywienie wśród nieco zmarzniętej publiczności. Tak więc ogólnie  był to koncert efektowny nie tylko w warstwie muzycznej, ale także wizualnej. Pozwolił nam zakosztować wrażeń, które nie tak często są dostępne. Legenda potwierdziła swoją wartość !