Trudno zliczyć, ile jest tutaj historycznych narzędzi, w tym takich, których przeznaczenia nie sposób się od razu domyślić. Wśród nich można znaleźć też misternie zdobioną biżuterię z Dalekiego Wschodu czy rzeźbę wykonaną w kości. A pośrodku stół, na którym powstawały grafiki prezentowane później na całym świecie – od Paryża, przez Moskwę i Tokio, po San Francisco.
– Mam tutaj mnóstwo „zabawek”, które potrafią zająć mi całą dobę. Czasem zapominam nawet o obiedzie, siedzę bez przerwy w pracowni i coś sobie tutaj dłubię – opowiada profesor Ryszard Korżanowski, grafik, malarz, rzeźbiarz, projektant, scenograf, rzemieślnik, konserwator zabytkowych przedmiotów i nauczyciel akademicki.
Już sama ta wyliczanka pokazuje, jak szeroki jest zakres zainteresowań artystycznych naszego rozmówcy. Najbardziej znany jest z grafik, które można było oglądać w galeriach na całym świecie. Przełomem był rok 1973 i pierwsza znacząca nagroda na festiwalu w Opolu.
– Ale nie za piosenkę – uśmiecha się nasz rozmówca. – Nagrodzono moją grafikę z motywem zapalania wielkiego pieca.
„Ta przypadłość po prostu się u mnie przedłużyła i w pewnym momencie człowiek stał się zawodowcem”
Był wtedy początkującym artystą po studiach kierunkowych i z życiowymi doświadczeniami, tak bardzo charakterystycznymi dla osób z jego pokolenia. Urodził się bowiem w 1939 roku na Kresach Wschodnich w Baranowiczach (dziś to Białoruś), by po przesiedleniach, przez Wrocław, trafić do Szczecina.
– Szybko straciłem rodziców. Później był dom dziecka, różne szkoły, służba wojskowa, praca w Stoczni Szczecińskiej i dopiero później studia – wspomina. – Zaczęło się od tego, że rysowałem i malowałem jak każde dziecko. Ta przypadłość po prostu się u mnie przedłużyła i w pewnym momencie człowiek stał się zawodowcem. Do tego zawsze trzeba było coś samemu naprawić, pojawiały się pierwsze doświadczenia z narzędziami i materiałami. Tak narodziło się zainteresowanie rzemiosłem.
Nasz rozmówca, poza pracą artystyczną, zajął się również działalnością akademicką. Najpierw były zajęcia na Politechnice Szczecińskiej, gdzie zatrudnił go Piotr Zaremba, pierwszy prezydent Szczecina, który był dziekanem i rektorem tej uczelni. Następnie Ryszard Korżanowski zaangażował się w tworzenie szczecińskich uczelni artystycznych. Najpierw Wyższej Szkoły Sztuki Użytkowej, a później Akademii Sztuki.
Najbardziej kompletna pracownia artystyczna w Szczecinie
Do swojego dorobku może śmiało dopisać również stworzenie niepowtarzalnej pracowni w kamienicy przy al. Piastów 1. Jak sam podkreśla, wypełnionej narzędziami i urządzeniami pozwalającymi wykonywać prace artystyczne i konserwatorskie właściwie wszystkimi możliwymi technikami.
– Dostałem ten lokal od prezydenta miasta, dzięki wsparciu starszych kolegów ze środowiska artystycznego. Wtedy było to puste pomieszczenie. Od 50 lat zapełniam je przedmiotami, które gdzieś nazbierałem czy skądś ściągnąłem. Nawet ułożyłem takie motto zbieracza – „Nie idę do domu bez kawałka złomu” – śmieje się artysta.
W jego przypadku ten „złom” to przede wszystkim nietypowe, stare narzędzia. Efektem wieloletnich poszukiwań są unikatowe kolekcje historycznych młotków, strugów stolarskich, toporów czy siekier.
– Najstarsze jest dłuto z okresu kamienia łupanego, które ma kilka lub nawet kilkanaście tysięcy lat. Znalazłem je w Lasku Arkońskim – opowiada gospodarz pracowni.
„Porządna rzemieślnicza, ręczna robota, a nie seryjna produkcja przy pomocy maszyn”
Przedmiotów, których dziś próżno szukać w skrzynkach z narzędziami, jest w pracowni przy al. Piastów dużo więcej. Jak stara lutownica dla dekarzy albo wiertło z przełomu XIX i XX wieku do wykonywania otworów w ołowianych rurach. Na dłużej zatrzymujemy się przy dwóch drewnianych uchwytach do piły płatnicy. Jeden jest sprzed ponad 100 lat, a drugi współczesny.
– Proszę sprawdzić, który lepiej leży w dłoni. Prawda, że ten starszy? Jest przyjemniejszy w dotyku, lepiej wyprofilowany. To porządna rzemieślnicza, ręczna robota, a nie seryjna produkcja przy pomocy maszyn i komputerowego systemu frezowania – mówi Ryszard Korżanowski. – Niestety rzemiosło upada. Przemysłem stała się chociażby produkcja biżuterii. Wszystko wychodzi spod jednej sztancy.
Żeby zobrazować różnicę, pokazuje najbardziej zdobną część swoich zbiorów. Świecidełko z bawolim okiem pochodzenia azjatyckiego, fragment oporządzenia samurajskiego i misterną rzeźbę wykonaną w kości.
Stalinogród był tylko przez chwilę, ale radioodbiornik istnieje do dziś
Sąsiadują z zabytkami techniki. Wśród nich maszyna do pisania z lat 20. XX wieku, telefon z lat 30. i rzadko spotykana ciekawostka – radioodbiornik „Mazur”, na którego tabliczce rozdzielczej wpisano Stalinogród, czyli nazwę Katowic w latach 1953-56.
– Uratowałem różne przedmioty, które na pewno uległyby zniszczeniu lub byłyby poniewierane. U mnie egzystują jako eksponaty i narzędzia do użytku. Część przekazałem niedawno do Muzeum Techniki i Komunikacji – mówi gospodarz pracowni.
Szacunek do narzędzi i przedmiotów widać tutaj na każdym kroku. A praca z ich użyciem jest sama w sobie bardzo ważną częścią procesu twórczego.
Zainteresowanie jest tak duże, że warsztaty znacząco się przedłużyły
Między innymi o tym opowiada podczas spotkań z młodymi adeptami sztuki, które są dla niego bardzo ważne. Warsztaty zorganizowane w jego pracowni w ramach tygodnia Otwartych Pracowni cieszyły się dużym zainteresowaniem. Powstała grupa, która wciąż regularnie spotyka się z profesorem Korżanowskim.
– Czasem artysta idzie zbyt daleko w jednym kierunku, gubi się. Następują powtórzenia, pojawia się pewnego rodzaju frustracja. Zaczyna szukać czegoś innego, pomocy, poparcia, dyskusji, a nawet ostrej krytyki. Uczestnicy warsztatów to wszystko u mnie znaleźli. Takie spotkania i rozmowy, połączone z oglądaniem twórczości innych artystów, są bardzo ważne – tłumaczy.
Zaprezentuje rysunki i formy stworzone przez naturę
Sam też pozostaje aktywny artystycznie. Przygotowuje wystawę, którą zaplanowano w 2026 roku w Książnicy Pomorskiej. Jej tematem będzie drewno. W pracowni już można zobaczyć obraz uformowany korą brzozy czy układające się w intrygujące kompozycje przekroje styczne i wzdłużne drewna.
– Te formy ułożyła natura, ja tylko je odsłoniłem. Moim celem jest uwrażliwienie odbiorcy na te cechy drewna, które zwyczajnie nie są dostrzegane. Bogactwo form, w postaci rysunków, faktur i różnego rodzaju kształtów, można odkrywać w drewnie bez końca – mówi Ryszard Korżanowski.
Nad wystawą pracuje w swojej unikatowej pracowni, której utrzymanie wymaga jednak nakładów. Pomogłoby w tym dofinansowanie miasta na zakup opału, ale wnioski w tej sprawie były do tej pory odrzucane.
Z bogatym dorobkiem artystycznym profesora Ryszarda Korżanowskiego można zapoznać się tutaj.
Komentarze
5