Historie czarownic, pijackich podstępów jednego z włodarzy, walka pomiędzy wsią i zakonnikami, ekscentryczni właściciele i powolna droga na dno od momentu, gdy obiekt przeszedł w polskie ręce. „Swobnica” Romana Czejarka to piękna opowieść o pięknym Zamku, który znajduje się w naszym regionie.

Pozycja „Swobnica - Wildenbruch” autorstwa Romana Czejarka, wydana pod banderą stowarzyszenia „Czas, Przestrzeń, Tożsamość” to druga wersja tego tytułu. Po raz pierwszy o Swobnicy w słowach szczecińskiego dziennikarza mogliśmy przeczytać w 2006 roku.

Ta niewielka, bo zaledwie nieco ponad 150-stronicowa książka to niezwykle wciągająca opowieść o jednym z najpiękniejszych zamków w naszym regionie, okraszona dokładnymi zdjęciami. Jak zwykle od stowarzyszenia otrzymujemy estetyczne, dwujęzyczne ( polski i niemiecki) wydanie na papierze kredowym.

Po przygodę do Swobnicy!

Co w środku? Czejarek niemal wiek po wieku, od joannitów po Polaków i zagranicznych inwestorów, przeprowadza nas przez dzieje zamku. Myli się jednak ten, kto uważa, że publikacja ta to zestaw suchych dat. Autor swą opowieść zaczyna od słów: historia tego zamku mogłaby posłużyć jako scenariusz filmu z gatunku przygód „płaszcza i szpady” - i wszystko od pierwszej po ostatnią stronę się zgadza. Więcej! Narracja jest prowadzona w rytm akcji i przygód Swobnicy.

Na łamach lektury znajdziemy opisy dawnych właścicieli, ich niebanalne podejście, upodobania. Nie zabraknie spisków, intryg i opisu sądów nad czarownicami. Kogo i na czym spuszczano z zamkowej wieży? Kto wolał się powiesić niż spłonąć na stosie? Komu we wsi alkohol nie służył? I dlaczego pewne damy musiały oglądać pewnego mężczyznę w niekompletnym stroju? Cała lektura jest przesiąknięta historią, która została wyrwana ze sztywnych ram powagi.

Od świetności do upadku

Nie brakuje tutaj oczywiście konkretnych nazwisk i dat. Czejarek sięga do różnych źródeł – począwszy od niemieckich pozycji, przez ogólnopolskie, a skończywszy na książkach z regionu - posiłkuje się poprzednimi wydawnictwami wskazując na błędy, polecając te najlepsze. To kolejna zaleta tej publikacji – po lekturze czytelnik na własną rękę może prowadzić dalsze badania.

Ale „Swobnica – Wildenbruch” to nie tylko dwujęzyczna dokumentacja zamku, przeplatana historiami rodem z powieści przygodowych. To przede wszystkim smutne świadectwo upadku tego niezwykłego budynku. Ze strony na stronę jesteśmy świadkami tego jak zamek niszczeje i zostaje zapomniany. Roman Czejarek wystawia ocenę wszystkim, którzy mieli lub mogli mieć wpływ na losy zamku. I nie jest to ocena najwyższa.

Zmiany na lepsze?

W tym wszystkim jest jednak odrobina nadziei. A to za sprawą wójta gminy Banie, Teresy Sadowskiej. Na razie udało się wyremontować dach, w wakacje ubiegłego roku trwały prace na wieży widokowej. To pierwsze świadome i optymistyczne kroki w stronę odbudowy tego dobrodziejstwa, które zostało nam po Niemcach, a którego przez dziesiątki lat nie potrafiliśmy docenić.

Komu polecam książkę Romana Czejarka? Miłośnikom historii niebanalnych, fanom przeszłości, świadomym tego, że losy naszych terenów są wielobarwne, wielokulturowe i wielonarodowe, a przede wszystkim tym, którzy nie wierzą w nasze zabytki. Przeczytajcie, zobaczcie przepiękne fotografie i zakochajcie się w Swobnicy. Bo to piękne i (niesprawiedliwie) zapomniane miejsce.   

Konkurs: 

Dziękujęmy za udział w konkursie, trzy pierwsze poprawne odpowiedzi zostały nagrodzone.