Od 19 marca na ekranach polskich kin zobaczyć można jeden z ciekawszych brytyjskich filmów ubiegłego roku - „Była sobie dziewczyna”. Duńska reżyserka Lone Scherfig mając do do dyspozycji takich aktorów jak Peter Sarsgaard, Emma Thompson czy Olivia Williams, nie zmarnowała szansy i stworzyła dzieło bardzo stylowe, bardzo dobrze ukazujące Anglię sprzed półwiecza. Można je zobaczyć w szczecińskim „Multikinie”

Londyn, początek lat 60-ych. Szesnastolatka  z  wiolonczelą  czeka niecierpliwie na autobus, z trudem znosząc strugi deszczu spadające z nieba.   Z tej  opresji wybawia młodą Jenny nieznany dżentelmen, który  przedstawia się jako  David. Nie tylko jednak odwozi ją do domu swoim samochodem, ale zaczyna wprowadzać złaknioną rozrywek i nowych doświadczeń dziewczynę w nowy, nieznany jej świat. Udaje mu się zyskać zaufanie rodziców Jenny, zwłaszcza tak bardzo dotąd surowego Jacka (w tej roli Alfred Molina). Oboje dają się uwieść urokowi młodego mężczyzny, który pozwala sobie na coraz więcej. Zabiera Jenny na różne eskapady po nocnych klubach, a nawet do tak wymarzonego Paryża (ona jest zafascynowana francuską kulturą i często w rozmowach używa zwrotów zaczerpniętych z tego języka). Oczywiście taki, nagły rozkwit życia towarzyskiego ma wpływ na naukę Jenny (dotychczas jednej z najlepszych uczennic w swej szkole średniej)  Bardzo dobrze radzi sobie ona z próbną maturą, ale do tej właściwej już nie podchodzi, gdyż David proponuje jej małżeństwo ...

Oryginalny tytuł film to „An  Education” (polskie tłumaczenie nawiązuje zaś do filmu „Był sobie chłopiec” - wcześniejszego dzieła scenarzysty i pisarza Nicka  Hornby-ego) i właśnie ta kwestia jest głównym tematem dramatu. Co jest ważniejsze ? Chwytanie życia w jego najlepszym wydaniu, bez troski o ideały czy też żmudne, często nużące dążenie do wiedzy, której posiadanie może przynieść wyższy status i satysfakcję z osiągnięć, ale może także żal za straconymi szansami ?

W roli Jenny wystąpiła utalentowana Carey Mulligan, której już teraz krytycy wróżą duże sukcesy na planie filmowym. Kolejnym walorem filmu jest  na pewno warstwa muzyczna. Na ścieżce dźwiękowej słyszymy między innymi „Sweet Notnin`s" Brendy Lee, ale także najnowsze utwory - „Smoke Without Fire” Bernarda Butlera z udziałem Duffy czy „Your Heart Is as Black as Night” Melody  Gardot. Ogólnie „Była sobie dziewczyna” , w którym niemalże nie ma słabych punktów. Niemalże bo niestety do takich należy zakończenie. Moim zdaniem zbyt układne i moralizujące. Podobno w wersji reżyserskiej (pozbawionej ingerencji producenta), która ma się ukazać na DVD ta historia ma jednak inny epilog ...