Komitet Wyborczy Bartłomieja Sochańskiego sprezentował 18 listopada szczecinianom wydarzenie kulturalne, które z pewnością odbiegało od mniej lub bardziej tradycyjnych ofert serwowanych przez innych kandydatów na urząd prezydenta miasta. W klubie Patio w ramach kampanii „Obudźmy Szczecin” zagrały bowiem trzy bardzo interesujące zespoły rockowe, które łączy to, że są związane z firmą Biodro Records).
Zanim na scenę weszli czterej panowie z pierwszej formacji (czyli Homosapiens), Bartosz Sawicki zapowiedział całe wydarzenie dodając jeszcze jedno hasło - „Więcej kultury, mniej polityki”. Potem już dominowała tylko muzyka. Homosapiens to grupa, która miała długą przerwę w działalności. Pewnie część widzów, która dotarła do Patio zupełnie tego zespołu nie kojarzy, bo praktycznie sześć lat Guzik, który jest jego liderem skupiał się na innych działań, w międzyczasie też zmienił image (dłuższe włosy, bródka), ale aktualnie powrócił do grania rocka i wkrótce ma to zostać udokumentowane wydaniem trzeciej płyty Homposapiens. Z tego materiału poznaliśmy m.in. utwór „Master Ring”, ale przeważały jednak starsze utwory jak „Candy Shop” czy „Ricardo” z debiutu „The Wheel” czy "Illegal Death" znany z drugiej płyty „Big Frank”. To był 40 minutowy wstęp do dalszych propozycji trójmiejskiej sceny (wszystkie trzy grupy, które zagrały w Patio stamtąd się wywodzą).
Kobiety również przygotowują nowy album i ta trasa jest niejako jego zapowiedzią. Swój set zespół dowodzony przez Grzegorza Nawrockiego rozpoczął od numeru „Ledwo mówię” z płyty „Kobiety”. Z tego wydawnictwa wykonali jeszcze także m.in. „Marcello” i Kaszubskiego szamana” (w efektownej, wydłużonej wersji, natomiast z ostatniej płyty („Amnestia”) - „Pif Paf” czy np. „Dżuma”. Brzmienie jakie uzyskali było nieco odmienne od rockowego standardu, bo oprócz tradycyjnego instrumentarium przywieźli ze sobą ksylofon, który na pewno dodał ciekawych barw poszczególnym kompozycjom. W sumie był to energetyczny, dobry występ potwierdzający, że Kobiety wciąż się liczą na polskim rynku muzycznym.
Tymon & Transistors, czyli najbardziej oczekiwany punkt programu, miał najbardziej elektryzujące przyjęcie. Publika reagowała żywiołowo na dźwięki dobiegające ze sceny. Tymon Tymański to prawdziwe zwierzę sceniczne. Skanduje, krzyczy, wykrzywia twarz, dosadnie komentuje, ale oczywiście głównie gra – na gitarze i klawiszach. Towarzyszyli mu tego dnia pozostali muzycy ze składu, który firmuje album „Bigos Heart” - Marcin Gałązka (gitara, wokal), Arek Kraśniewski (bas) i Filip Gałązka (perkusja). Temu ostatniemu pozwolono także na wokalny „strzał” w postaci wykonania „Jesienej Deprechy”(wtedy za bębnami zasiadł Tymon), ale to był przedostatni fragment całego występu. Wcześniej m.in. panowie zaaplikowali nam kawałki z nowej płyty – tytułowy, „Pete Best Was Good Enough” czy „Help Me Out” oraz już nieco starszawą „Wirtualną miłość” Poza tym oczywiście Tymon pozwalał sobie na wycieczki w stronę innych projektów swego autorstwa. Zagrał wraz z Tranzystorami choćby „Nie mam jaj”oraz „Szatana” (z repertuaru Kur) z brawurowym udziałem Guzika i Grzegorza Nawrockiego, a także „Płonący dom” Czanu. Pomiędzy nimi dostaliśmy też kilka cytatów z klasyki („Baby Please Don`t Go” wpleciony w „Widziałem Cie z innym chłopcem” czy „Stairway To Heaven”), a w finale „When The Music`s Over” The Doors.
Komentarze
1