Od 5 marca na ekranach polskich kin, w tym także szczecińskiego „Heliosa” króluje „Alicja w Krainie Czarów”. Reżyser tego dzieła – Tim Burton to wizjoner, mistrz filmowej wyobraźni, a zarazem twórca, który za sprawą swej wiedzy i doświadczenia, był najlepszym kandydatem do realizacji takiego przedsięwzięcia.
Po takich filmach „Sweeney Todd.Demoniczny golibroda” czy „Gnijąca panna młoda” czyli groteskowych, wysmakowanych wizualnie produkcjach podjęcie się realizacji klasycznej pozycji literatury angielskiej jaką jest „Alicja w Krainie Czarów” wydaje się naturalnym krokiem w karierze Burtona. Wbrew pozorom nie był to to jednak jego marzeniem. To, że Tim zdecydował się na przeniesienie tej opowieści na ekran to zasługa scenariusza autorstwa Lindy Wolvertoon . Nie jest to bynajmniej wierna adaptacja literackiego pierwowzoru. Przede wszystkim w tej nowej wersji główna bohaterka nie jest małą dziewczynką, a 19-letnią panną, która pewnego dnia zostaje zaproszona na garden party nie wiedząc o tym, że jest ono jej własnym przyjęciem zaręczynowym …
Wolvertoon wykorzystała tylko niektóre wątki z książki Carrolla, rezygnując także z włączenia w narrację tak charakterystycznych postaci jak choćby Humpty-Dumpty. Podróż Alicji po niezwykłym, czarownym świecie, do którego wchodzi przez króliczą norkę, to jednocześnie przechadzka po krainie snu na jawie. Nie działają tu takie metody jak uszczypnięcie w ramię. Przygoda nadal trwa, mimo że jest coraz bardziej kuriozalna i groteskowa. Widzowie jeszcze bardziej niż kiedykolwiek mogą zanurzyć się w tym wyobrażonym, a jakże realnym świecie, bo film jest stworzony w technice 3 D (ściśle rzecz biorąc kręcony był w 2D i został następnie skonwertowany).
To już siódmy owoc współpracy Burtona z Johnnym Deppem i chyba nikt nie ma wątpliwości, że tylko ten aktor mógł wystąpić w roli neurotycznego Kapelusznika. To jego, bardzo barwny, wizerunek jest najczęściej przestawiany na reklamowych billboardach i plakatach promujących film. Można powiedzieć, że zasłużenie bo postać znana z książki Lewisa Carrolla w tym nowym wydaniu to prawdziwy majstersztyk. Jego taniec w ostatniej sekwencji „Alicji ...” to jedna z najbardziej błyskotliwych scen tej (i tak przecież niezwykłej) fabuły. Nasza rodaczka (urodzona w Australii) Mia Wasikowska znana z filmów „Opór” i „Amelia Earhart” stworzyła tytułową postać, natomiast Anne Hathaway i Helena Bonham Carter to Królowe - Biała i Czerwona. Szczególnie ta ostatnia, z bulwiastą, kolorową głową, wołająca "podłóżcie mi świnię" jest mocnym punktem tej fantasmagorii. Warto dodać, że w trakcie castingu, kiedy wybierano statystów, poszukiwano osób o wiktoriańskim wyglądzie, by idealnie współtworzyły klimat tej epoki, obecny na początku i na końcu filmu.
W polskiej wersji dubbingowej słyszymy m.in. głosy Cezarego Pazury, Katarzyny Figury, Bartłomieja Topy i Jana Peszka. Tak więc powodów by zobaczyć tę nową „Alicję” jest naprawdę wiele.
Komentarze
2