Czaplinek drżał z trwogi, kiedy mieli tam zagościć pierwszy raz, a kiedy wyjeżdżali, mieszkańcy nie mogli doczekać się kolejnego zlotu. Tak jeden z mieszkańców Czaplinka zapamiętał pierwszy kontakt z grupą „Broda i tatuaż”. Dzisiaj wytatuowani brodacze o wrażliwych duszach są oficjalnym stowarzyszeniem gromadzącym fundusze na wsparcie najmłodszych dotkniętych chorobami. Stowarzyszenie Broda i tatuaż – Beard Clan zaopatruje lokalny szpital, pomaga w zbiórkach i gromadzi coraz więcej ludzi, którym pomaganie sprawia przyjemność.
Broda i tatuaż to określenie tożsamości
Zaczęło się niewinnie od założenia (5 lat temu) na Facebooku grupy „Broda i tatuaż” przez nieżyjącego już Pawła Malca. – Chodziło o to, żeby wyjść, schować się przed problemami gdzieś, gdzie będziemy się dobrze czuli – wspomina Jarek, jeden z członków grupy. W 2021 roku otrzymali status stowarzyszenia, a dziś są największą taką grupą w Polsce. – Walczymy o brak hejtu, traktujemy się jak rodzinę – dodaje.
Na początku pomagali sobie nawzajem. – Mamy wśród nas lekarzy, prawników, budowlańców, elektryków, najróżniejszej maści mężczyzn i staramy się sobie pomagać. Może to polegać na wytłumaczeniu problemu, przeprowadzeniu przez trudny okres w życiu lub wzajemnym wsparciu. To odskocznia od rzeczywistości. Miejsce, w którym możemy porozmawiać o problemach pojawiających się w życiu każdego – mówi Adrian, jeden z brodaczy.
Do grupy dołączyć mogą posiadacze brody lub tatuażu albo obu naraz. Społeczeństwo coraz częściej akceptuje tatuaże, ale zdarzają się środowiska, które nadal kojarzą je z recydywą. Członkowie grupy wiążą brodę i tatuaże z tożsamością. Jest to wybór, którego dokonał każdy z nich i to ich łączy. Te wspólne atrybuty to dobry początek do dyskusji, potem rozmowa już płynie sama.
Potrzeba braterstwa
Spotkania i zloty odbywają się w całej Polsce, między innymi w Poznaniu, Bydgoszczy, Zamościu, Bielsku-Białej, a pierwszy i coroczny z nich w Czaplinku. Główna siedziba stowarzyszenia mieści się w Szczecinie.
– Jestem tu krótko, ale urzekło mnie to, jak ludzie ze sobą współpracują, jak się wspierają, jaka to jest więź rodzinna i jak można szukać u siebie wzajemnie pomocy – mówi Arek, który do grupy dołączył w tamtym roku.
Na spotkania przyjeżdżają sami lub z bliskimi, a to, na co zawsze mogą liczyć, to wsparcie i rodzinna atmosfera. – Staramy się, żeby na spotkaniach były luźniejsze tematy, ale nie da się uciec przed tematami stowarzyszenia, więc to się przeplata. Ciągle mamy siebie mało, odliczamy dni do kolejnego spotkania – śmieje się Jarek. – Mam wrażenie, że ludzie potrzebują przyjaciół, potrzebują poczucia braterstwa i bliskości. W obecnych czasach naprawdę trudno znaleźć przyjaciela, człowieka, z którym idzie się na piwo albo mówi mu się o swoich problemach. Ta grupa pomogła nam w nawiązywaniu takich relacji – dodaje kolejny z członków „klanu”.
Twardziele z trudem powstrzymujący łzy
Stowarzyszenie organizuje około czterech zbiórek w roku i jest nastawione na pomoc chorym maluchom. Michał i Lenka to przykłady dzieci członków grupy, na których leczenie już udało się zebrać po około 20 tysięcy złotych. Inna zbiórka została przeznaczona na sprzęt dla Oddziału Neurologii Wieku Rozwojowego i Pediatrii w szpitalu w Zdrojach, a kolejna na sprzęt do tego właśnie oddziału.
Członkowie stowarzyszenia nie kryją tego, jak dużą przyjemność i satysfakcję czerpią z pomagania i chociaż wyglądają na twardzieli to, jak sami twierdzą, z trudem powstrzymują łzy, kiedy obdarowane dzieci dziękują im za wsparcie. – Ważne są nawet najmniejsze wpłaty – mówi Jarek.
– Na początku było trudno. Nie każdy się decydował, bo nie każdy wiedział, na co te środki zostaną przeznaczone. Z czasem, gdy ludzie zobaczyli efekty, to zaczęło się rozwijać. Pobudzamy do dalszej akcji. Nie jest tak, że chcemy pokazać, że pracujemy na stowarzyszenie bez wynagrodzenia. Nie oczekujemy nic w zamian, robimy to z dobroci serca, bo to nam sprawia przyjemność. Czas, który na to przeznaczamy, jest dobrze spożytkowany – zapewnia Jarek.
Komentarze
14