Może pochwalić się nie tylko nowoczesną infrastrukturą na europejskim poziomie i malowniczym usytuowaniem, ale przede wszystkim załogą, która nie ucieka od pomocy tym, którym przytrafi się awaria na wodzie. „Sami jesteśmy żeglarzami i wiemy jak to wygląda” – mówi Andrzej Łukaszewicz, prezes zarządu Marina Club, laureata tegorocznych Orłów Turystyki.
Znajdziemy ją tuż przy brzegu malowniczego jeziora Dąbie. Z jednej strony oferuje część czysto armatorską, a z drugiej – systematycznie rozbudowywaną część techniczną. To zarazem macierzysta marina Yacht Klub Polski Szczecin.
– Ta marina to kawał historii – mówi prezes zarządu Andrzej Łukaszewicz, który spędził tutaj ponad 30 lat zawodowego życia. Na samym początku należała do Stoczni im. Adolfa Warskiego, a później – do jednej ze „spółek córek”.
– Całe szczęście, że trafiła w ręce prywatne. Gdyby do tego nie doszło, to podejrzewam, że dawno już by jej nie było. A tak, to przeszła kompleksowy remont, rozbudowę, jej działalność została poszerzona nie tylko o większą ilość miejsc, ale i usługi. Marina jest już całkowicie inna. Teraz to klasa europejska – podkreśla nasz rozmówca.
Z żurawiem i slipem jedynym w mieście
Obecnie Marina Club jest w stanie pomieścić 130 jachtów. Na pomostach jest woda i prąd dla armatorów oraz pełny węzeł sanitarny do dyspozycji rezydentów oraz gości. To, co wyróżnia ją na tle innych, to między innymi (choć nie tylko) obecność żurawia bomowego o udźwigu 1 tony. Bosmani mogą podnieść i położyć praktycznie każdy maszt.
– Przez to, że jesteśmy umiejscowieni w Szczecinie, to wszystkie jachty płynące od strony Berlina, muszą przypłynąć do nas z położonymi masztami, ponieważ po drodze mają kilka mostów. Wypływając na Bałtyk, zawijają do nas, gdzie mają je ponownie stawiane. Wypływają na morze, a w drodze powrotnej ponownie do nas zawijają. To bardzo przydatna usługa – podkreśla Andrzej Łukaszewicz.
W hangarze i na placu istnieje możliwość całorocznego postoju jednostek. Dodajmy, że to tutaj przed laty produkowano jachty Conrad II, typu Vega czy TOM o długości blisko 17 metrów. Współcześnie również znajdziemy tutaj warsztaty szkutnicze, w których dokonamy zarówno drobnych napraw, jak i pełnych remontów jachtów – czy to drewnianych, czy z laminatów. Oprócz tego armatorzy mogą skorzystać z takich usług jak slipowanie, cumowanie, mycie oraz serwis.
– Można zwodować mniejsze i większe jednostki. To jedyny taki slip w mieście, ponieważ wszystkie służby miejskie z niego korzystają. Jest bardzo łagodny i wygodny – opowiada prezes zarządu Marina Club.
Dla wilków morskich i szczurów lądowych
Jak słyszymy, Marina Club gości żeglarzy praktycznie z całego świata.
– Najwięcej jachtów jest pod banderą szwedzką, duńską i niemiecką. Przypływają do nas również jednostki ze Stanów Zjednoczonych. Nawet Czesi nam się trafiają! Po prostu cały świat – śmieje się nasz rozmówca.
Dąbska marina przyciąga również spacerowiczów, którzy często wybierają ją jako główny cel swoich wędrówek. To tutaj mogą m.in. oglądać jedyny taki w mieście, klasyczny maszt na banderę.
– Jest zrobiony całkowicie z drewna, które ma dobrze ponad 70 lat. Mieliśmy zachowane pozostałości dwóch masztów z drewnianego kutra, który został wybudowany jeszcze w Swinemünde, czyli dzisiejszym Świnoujściu. Zostały w całości odrestaurowane. Maszt wygląda jak ściągnięty ze starego jachtu – dodaje Andrzej Łukaszewicz.
„Turystyczny Orzeł” wodnego Szczecina
Ale nie tylko zaplecze i infrastruktura wpływają na to, że Marina Club jest jedną z najlepszych marin w Szczecinie, jak nie Polsce. Jej załoga nie ucieka również od pomocy tym, którzy jej potrzebują.
– Często na wodzie zdarza się awaria silnika, porwany żagiel, wplątanie w sieci. Ostatnio zadzwonił do mnie mężczyzna, który pływał skuterem wodnym po jeziorze Dąbie. Doszło do awarii, a jego zdmuchnęło w krzaki. Dzwonił po marinach, ale nikt mu nie chciał pomóc. Byliśmy jego szóstym połączeniem. Przypłynęliśmy już po zmroku, ale bezpiecznie trafił na brzeg. Zależy nam nie tylko na armatorach i naszych rezydentach. Sami jesteśmy żeglarzami i wiemy, do czego czasem może dojść. Nie uciekamy od pomocy. Takich ściągnięć mamy nawet kilkanaście w sezonie – przyznaje nasz rozmówca.
Jak podejrzewa, to między innymi dlatego zostali jednym z laureatów plebiscytu „Orły Turystyki”. Program został stworzony po to, aby wyróżniać najlepsze firmy na rynku, liderów branży, którzy wyznaczają kierunek, stawiają na rozwój i podnoszenie swoich kwalifikacji.
– To dla nas bardzo ważne, cieszymy się z tego. Armatorzy wracają do nas, ściągają swoich przyjaciół, rodzinę. Takich powrotów jest bardzo dużo. Znają już naszych bosmanów. Jeden z nich niedługo przejdzie na emeryturę i jak tylko na zmianie pojawia się młody, to już pojawiają się pytania o jego zdrowie, czy jeszcze u nas pracuje – dodaje nasz rozmówca.
Marinę Club znajdziemy przy ul. Przestrzennej 11 w Szczecinie.
Komentarze
6