Wewnątrz wyburzono wszystkie ściany działowe, zdemontowano oryginalne drzwi i okna, a zdobione balustrady zabezpieczono folią. Osiem lat temu willę Grünebergów w Zdrojach przesunięto o 45 metrów i od tego czasu wciąż jest pustostanem. Pomysłów na wykorzystanie budynku przy ul. Batalionów Chłopskich 61 było już kilka, ale żaden nie został zrealizowany.
We wtorek radny Dariusz Matecki (klub Prawa i Sprawiedliwości) oraz Mariusz Łojko, prezes Stowarzyszenia „Ocalmy Zabytek”, zaprosili do zabytkowego budynku dziennikarzy. Bezpośrednim powodem zwołania konferencji prasowej był pożar, do którego doszło w ostatnich dniach w innym zabytkowym pustostanie prawobrzeża – willi przy ul. Niklowej w Podjuchach.
– To był zabytek, o który też nikt nie dbał. Zabytek, który był pozostawiony sam sobie. Dlatego stawiam publiczne pytanie do prezydenta Piotra Krzystka. Czy czeka aż willa Grünebergów również spłonie i będzie można ją wyburzyć? Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie – mówi Dariusz Matecki.
„To bardzo wymowny przykład, jak traktuje się zabytki”
Willa przy ul. Batalionów Chłopskich to modernistyczny budynek, którego budowa zakończyła się w 1912 roku. Należała do rodziny Grünebergów, produkującej organy w fabryce zlokalizowanej tuż obok. Najcenniejsze pod względem zabytkowym było zachowane wyposażenie jej wnętrz – oryginalna stolarka, zdobione balustrady i stropy.
– Miałem możliwość oglądać oryginalną zabytkową substancję tego zabytku, która zachwycała fachowców, nie tylko w Polsce, ale również za granicą – twierdzi Mariusz Łojko, który we wtorek wszedł do willi po raz pierwszy od trzech lat. – Przykro patrzeć, jak to miejsce stało się toaletą publiczną. Są dziury, każdy może tam wejść, podpalić, rzucić butelkę. To bardzo wymowny przykład, jak traktuje się zabytki.
Jaka jest aktualna koncepcja?
Stowarzyszenie „Ocalmy Zabytek” od początku angażowało się, najpierw w walkę przeciwko wywłaszczeniu komunalnych mieszkańców willi, a potem o zachowanie zabytkowego budynku. Mariusz Łojko forsował pomysł stworzenia w tym miejscu Międzynarodowego Centrum Kultury, związanego z organmistrzowską historią tego miejsca, w które zaangażować mieli się również sąsiedzi z Niemiec. Nic jednak z tego nie wyszło.
Ostatnie informacje od miejskich urzędników, dotyczą pomysłu utworzenia w tym miejscu Manufaktury Aktywności Twórczej, czyli różnych pracowni i warsztatów tematycznych.
– Trzy lata temu otrzymaliśmy informację, że trwają prace koncepcyjne i na to miały być pieniądze w Urzędzie Miasta. Chciałbym, żeby prezydent Krzystek przedstawił dokumenty, które powstały i powiedział, jaka ma być przyszłość tego budynku – mówi Dariusz Matecki, domagając się odpowiedniego zabezpieczenia willi do czasu rozpoczęcia prac adaptacyjnych.
Odnowione okno i kanalizacja deszczowa
Od czasu przesunięcia willi w 2014 roku, miasto odnowiło charakterystyczne okno wykuszowe (teraz zabite dechami), wykonało instalację kanalizacji deszczowej i odnowiło posadzkę w piwnicy (wcześniej była zalewana).
Willę przesunięto ze względu na budowę Szczecińskiego Szybkiego Tramwaju. Później Naczelny Sąd Administracyjny uznał, że decyzja prezydenta Szczecina w sprawie wywłaszczenia lokatorów naruszyła Europejską Konwencję Praw Człowieka. Uzasadniono, że po przesunięciu budynku jego właściciele dalej mogli w nim mieszkać, a gdyby przeprojektowano kolektor ściekowy, w ogóle nie byłoby potrzeby przesuwania willi, gdyż bezpośrednio nie stała na trasie tramwaju.
Dawni mieszkańcy domagali się dodatkowego odszkodowania w wysokości 5 mln zł (wcześniej wypłacono im pieniądze proporcjonalnie do udziałów w nieruchomości), ale sąd pierwszej instancji oddalił ich powództwo.
Komentarze
0