I dla mamy, i dla taty, i dla każdej małolaty – przedstawiamy artystę, który czerpiąc z muzyki lat 80., tworzy nowoczesne, elektroniczne brzmienia. Przed Państwem: Vein Cat, który wystąpi w piątek na urodzinach wSzczecinie.pl.
Sylwana Sosińska: Vein Cat, zawsze intrygowała mnie ta nazwa. Skąd wziął się pomysł na nią?
Vein Cat: Vein Cat to oczywiście nie jest typowy pseudonim, „imię i nazwisko”, jest to zabawa słowami, niejednoznaczna i czasami skrajnie interpretowana, od „kociego nastroju” przez „ciętą żyłę”. Nazwa powstała bardzo spontanicznie, to po prostu w pewnym momencie brzmiało dla mnie dość udanie. Nie kryje się w tym jakiś ukryty sens.
Jesteś człowiekiem-orkiestrą – muzykiem, wokalistą, kompozytorem, producentem... Co więcej, słuchają Cię miłośnicy różnych gatunków muzycznych: electroclashu, muzyki klubowej, a nawet gotyckiej (występowałeś przecież na Castle Party). Z którym z gatunków czujesz największy związek?
Zdecydowanie lubię koncertować w klubach. Kręci mnie bezpośrednia, bliska relacja z ludźmi. Uwielbiam tańczących ludzi. Gdybym umiał to dobrze robić – tańczyłbym bez przerwy. Ten rodzaj transu jest najzdrowszy. A tak – pozostało mi jedynie muzykowanie (uśmiech). Jeśli chodzi o gatunki, lubię wszystko, co przykuwa moją uwagę - najbardziej jednak czuję się związany z zimną falą. Tam są moje korzenie.
Grałeś w wielu polskich miastach, a także między innymi w: Pekinie, Szanghaju i Londynie. Czy polska publiczność różni się od zagranicznej?
Nie zauważyłem jakichś większych różnic. Muzyka i taniec to dość uniwersalne nośniki emocji i uczuć, nie ma tu znaczenia miejsce, gdzie się ktoś urodził i co ma wpisane w paszporcie.
W 2011 roku ukazały się dwie Twoje piosenki po polsku - "Szron" i "Prąd". Wcześniej pisałeś teksty głównie w języku angielskim. Skąd ta zmiana?
Pisałem już piosenki po polsku, było tego nawet dość sporo. Angielski ze względu na dużą ilość samogłosek jest bardzo wdzięcznym tworzywem. Czasami jednak lubię powyginać się po polsku (uśmiech). To nie jest jakaś strategia, na przykład mój najnowszy kawałek „Ghosts” jest po angielsku.
7 października wystąpisz w Szczecinie po raz trzeci. Co sądzisz o naszym mieście?
Miałem bardzo pozytywne wrażenia już od pierwszego razu. Co prawda, Szczecin poznałem jedynie z jego nocnej twarzy, zresztą, jak większość miast, w których koncertuję. Ludzie są tu bardzo ciepli, życzliwi, pracowici i mają w sobie odpowiednie proporcje ambicji i entuzjazmu. No i przede wszystkim – świetnie reagują na moje dźwięki. Poza tym Boom Bar to naprawdę niesamowite miejsce. Zapraszam!
Komentarze
2