Romans science fiction to wydawałoby się mało sensowne połączenie gatunkowe, a jednak twórcy filmu „Strefa X’ zdecydowali się właśnie takie dzieło zrealizować. Efekty możemy zobaczyć w szczecińskim Multikinie.
W oryginale ten fabularny debiut reżyserski Geretha Edwardsa nosi tytuł „Monsters” i faktycznie przybysze z innego świata są jego bohaterami, ale nie głównymi. Kiedy na terenie Meksyku następuje awaria kosmicznej sondy badającej obce cywilizacyjnie formy życia wojsko amerykańskie pacyfikuje cały rejon. Dla Andrew, który robi zdjęcia na miejscu tych wydarzeń jest to życiowa szansa na zawodowy sukces. Wtedy jednak dostaje polecenie by zorganizować córce właściciela gazety bezpieczny transport do domu. Początkowo mają płynąć promem, ale z powodu różnych nieprzewidzianych komplikacji muszą zmienić plan Postanawiają dotrzeć do Stanów Zjednoczonych przez skażoną, wydzieloną strefę...
Filmy katastroficzne oraz fantastyczno-naukowe to domena amerykańskich producentów. Tym razem otrzymaliśmy dzieło stworzone przez Brytyjczyków. Nie dysponowali oni dużym budżetem (około 500.000 dolarów), a mimo to „Strefa X” wytrzymuje konkurencję z tym co oferuje nam w wielkiej ilości Ameryka. Broni się dzięki swym walorom artystycznym, a przede wszystkim za sprawą bardzo dobrych zdjęć, które były wykonywane w Kostaryce, Belize, Gwatemali, Meksyku oraz w Teksasie. Także dwójka głównych aktorów - Scoot McNairy (jako Andrew) i przypominająca urodą Cameron Diaz, młoda Whitney Able (jako Samantha) zagrali dobre role i być może teraz ich kariera potoczy się szybciej. Wątek romansowy jest poprowadzony w filmie co prawda w sposób dość schematyczny, ale na tle postapokaliptycznego krajobrazu, jaki przemierza dwójka bohaterów, te sceny nabierają trochę innego wymiaru.
Edwards, który jest także scenarzysta „Strefy X” za pomocą środków wykorzystywanych przez kino komercyjne, stworzył obraz dotykający kwestii bardziej złożonych. Można bowiem wyczytać między wierszami (czy wypatrzyć między kadrami) sugestię, że sonda być może rozbiła się celowo, aby Amerykanie mogli „bezkarnie” penetrować znaczne obszary kraju sąsiadów. Dzięki wzmocnionej kontroli przygranicznej strefy otrzymaliby szansę na to by rozwiązać po swojemu problem nielegalnej emigracji. Aluzje do polityki społecznej i politycznej prowadzonej przez wielkie mocarstwa są tu zatem dość wyraźne. Aktualnie Edwards zaczyna pracę nad „Godzillą” i bardzo jestem ciekaw czy także w tym wypadku pokusi się o dzieło, które również złamie przyjęte konwencje (choć pieniądze na ten tytuł będą już z pewnością większe).
Komentarze
0