12 września oprócz zawodników na kortach rozpoczęli pracę także artyści. Jubileuszowa, piętnasta edycja Plus Tennis Music Festiwal została zainaugurowana występem Strasznych Panów Trzech.

Oni są już znani szczecińskiej publiczności. 12 lutego wystąpili bowiem na Zamku Książąt Pomorskich. To był ciekawy występ, ale wczorajszy koncert Janusza Szroma  (śpiew)
Andrzeja Jagodzińskiego (fortepian) i Andrzeja Łukasika (kontrabas) był jak sądzę jeszcze bardziej emocjonujący. Z  tej przyczyny, że do tego trio dołączyła jedna z najbardziej cenionych polskich wokalistek jazzowych czyli Ewa Bem.

W programie oczywiście znalazły się  piosenki Jerzego Wasowskiego i Jeremiego Przybory, ale jako  pierwsza została wykonana kompozycja „Good Morning Blues”. Później także „I jak tu nie jechać” dedykowana wszystkim przyjezdnym. Wtedy jeszcze na scenie w namiocie przy kortach prezentowali się tylko panowie. Pierwszy utwór jaki Szrom zaśpiewał w duecie z Ewą Bem   nosi jakże adekwatny tytuł - „We dwoje”. Zaraz po nim popłynął „Wesoły deszczyk”, a po tej odrobinie przyjemnego chłodu nastąpił najgorętszy moment wieczoru. Zabrzmiała  kompozycja „Bo we mnie jest seks” chyba najcieplej przyjęta przez odbiorców.  Trochę później usłyszeliśmy natomiast dramatyczne„S.O.S”.

Kiedy pani Ewa opuściła scenę (oczywiście żegnana intensywnymi oklaskami) wówczas usłyszeliśmy kolejne piosenki Starszych Panów. Pan Janusz stwierdził, że utwory te są „niezwykłej urody i śmiertelnie trudne”. Dłuższym anegdotycznym wywodem poprzedził wykonanie „Jesiennej dziewczyny”, opowiadając o swoich perypetiach z tym numerem w czasach studenckich. Zwieńczeniem całego koncertu mógł być utwór „Po kompocie”, ale publiczność oczywiście domagała się powrotu Ewy Bem na scenę.

Te starania zostały uwieńczone sukcesem, bo już czwórka artystów  zaprezentowała kompozycję „Dobranoc”. Bardzo pasowały do miejsca wydarzenia dwa jej wersy:  „Złotówki jak liście na wietrze czeredą unoszą się całą. Garściami pakujesz je w kieszeń, a resztę teczkami w P.K.O”... Po dalszych  naleganiach ze strony widzów muzycy zgodzili się na finał przedstawić jeszcze raz „Bo we mnie jest seks”.  Zatem był to miły, liryczny  wieczór – idealne otwarcie festiwalu.