Dom Kultury „13 Muz” czeka na zwrot pieniędzy od wykonawcy Frygi. To do niego należą pozostałości po instalacji, która miała zapoczątkować nową jakość sztuki w przestrzeni publicznej. „Po 17 latach mieszkania w tym mieście wiem, że szkoda pracy, nerwów i czasu na upowszechnianie sztuki. I tak przyćmi ją populistyczna impreza z kiełbasą i piwem” – komentuje rzeźbiarka Monika Szpener.

Temat Frygi co jakiś czas wypływa na powierzchnię, choć od jej realizacji mija już 9 lat. Te najnowsze „wypłynięcie” miało miejsce za sprawą jednej z mieszkanek, która natknęła się na pozostałości instalacji niedaleko ul. Klonowica. To tam znajduje się magazyn Zarządu Dróg i Transportu Miejskiego i to tam od lat „przechowywane” są jaskrawe fragmenty Frygi.

„Sprawa została oddana do komornika”

– Jest w takim stanie, w jakim została zdemontowana. We fragmentach. W trakcie rozbiórki zniszczeniu uległy jej elementy oraz trzon, na którym były osadzone – mówi Kamil Robak, specjalista ds. promocji Domu Kultury „13 Muz”.

Co ciekawe, po wielu latach wreszcie zostało zakończone postępowanie sądowe, które DK „13 Muz” wytoczył wykonawcy Frygi. Sąd zdecydował o zwrocie pobranego przez wykonawcę wynagrodzenia wraz z odsetkami.

– Nie otrzymaliśmy zwrotu. Sprawa została oddana do komornika – dodaje Kamil Robak.

Kiedy magistrat pytał o sugestie i pomysły na sztukę

Po pechowym przypadku Frygi, miasto wycofało się z realizacji projektu „Monumento”. Jak udało nam się dowiedzieć, w planach nie ma podobnych programów. A pozostałości instalacji należą do wykonawcy.

– Ubolewam, że miasto pomimo wielokrotnych zapewnień, nie wdrożyło żadnego programu mogącego uporządkować i uatrakcyjnić naszą wspólną przestrzeń. Mamy do tego idealne warunki. Mnogość rond, obecnie bardzo podobnych do siebie, nierozróżnialnych dla przyjezdnych – uważa Monika Szpener.

To właśnie rzeźbiarka wraz z ówczesnym wicedyrektorem DK „13 Muz” Krzysztofem „KEDem” Olszewskim przedstawiła pomysł na „Monumento”. Każdego roku w przestrzeni publicznej miała pojawiać się jedna rzeźba lub trwały obiekt artystyczny wykonany przez współczesnego artystę. Finansowanie miało być współdzielone przez magistrat i firmę prywatną.

– Pomysł narodził się na kanwie popularności ławeczek recyklingowych, które wykonałam z firmą REMONDIS. Już wtedy, a był to 2008 rok, pojawiły się pytania ze strony magistratu o moje sugestie i ewentualne pomysły na sztukę w przestrzeni publicznej – przypomina.

Koniec końców realizacja „Monumento” została zlecona DK „13 Muz”. Projekt upadł po pierwszej rzeźbie, czyli owianej złą sławą Frydze.

Betonowa rzeźba w betonowym otoczeniu

– Jeśli chodzi o formę, to Fryga jak najbardziej wpisywała się w moją wizję. Ale stawianie betonowej rzeźby w betonowym otoczeniu, bez skrawka zieleni, nie było udane – komentuje artystka.

Najgorsze było jednak samo wykonanie. Monika Szpener określa je mianem „karkołomnego, a nawet kuriozalnego”. Dziwi się, jak można było wylewać ciężkie, wielkie elementy z polimerobetonu (beton żywiczny – red.) i z Krakowa przewozić je do Szczecina – miasta szkutników oraz specjalistów z m.in. Wydziału Inżynierii Mechanicznej ZUT w Szczecinie.

– Skoro Fryga miała być zabawką dla dzieci, ale jednak przeskalowaną do formy rzeźby, to najprościej i najtrwalej byłoby ją zrobić z laminatu. Trwalsze byłoby nawet zwykłe drewno malowane na kolorowo niż techniczne rozwiązania zaproponowane przez organizatorów i artystę, czyli Maurycego Gomulickiego – uważa M. Szpener.

„Czasy współczesne to dramat”

Wróćmy jednak do dzisiejszego Szczecina. Wydaje się, że Fryga już na zawsze pogrzebała możliwość wprowadzenia sztuki współczesnej do przestrzeni publicznej. Zdaniem Moniki Szpener, jedyne dobre realizacje na ulicach pochodzą z… lat 70. i 80. XX w.

– To wtedy postawiono Pomnik Czynu Polaków autorstwa Gustawa Zemły. Wówczas powstały też rzeźby wzdłuż alei Jana Pawła II czy pomniki realizowane przez duet rzeźbiarek Leonię Chmielnik i Annę Paszkiewicz – argumentuje.

Jak kontynuuje, „Szczecin z miasta robotniczego poszedł w stronę szemranych dorobkiewiczów i młodzieżowej gangsterki typu Młode Wilki”.

– Sztuka instytucjonalna, zamknięta w muzeach czy galeriach, nie była i nigdy nie będzie w stanie ponieść ciężaru edukacji, tym bardziej osób, które nigdy do nich nie przyjdą. To zadanie właśnie dla sztuki w przestrzeni publicznej. A od wspomnianych przykładów nie powstały żadne dobre realizacje. Czasy współczesne, czyli od lat 2000, to dramat ze słynnym Aniołem Wolności na czele i ostatnio popularnymi ławeczkami. To nie są rzeźby, tylko jakieś kukły, glinolepy, wygniotki bez formy. Zaniedbanie sztuki i kultury w tym mieście przyniosły tragiczne w skutkach konsekwencje – krytykuje.

„Sztuka, artyści i społecznicy potrzebują programów specjalnych i wsparcia”

Zdaniem Moniki Szpener, w Szczecinie powstała zbyt duża przepaść, a dla ludzi wrażliwych i społeczników zabrakło miejsca w galopującym kapitalizmie.

– Teraz sztuka, artyści i społecznicy potrzebują programów specjalnych i wsparcia. Tak jak rolnicy. Jeśli go nie ma, to efekty są właśnie takie, jak teraz obserwujemy – uważa, mając na myśli „realizacje niemal amatorskie” oraz „sztukę niemalże ludową, inicjowaną i sponsorowaną przez nowobogackich lub samozwańcze komitety”.

– Bez pojęcia, wykształcenia kierunkowego i niestety – część w najgorszym guście imitującym coś gdzieś podpatrzonego, niczym kopie rzeźb antycznych sprowadzonych do tandetnej figurki ogrodowej. To niestety ten poziom. Mnożących się karykatur na przytoczonych już ławeczkach, których nie chcą robić prawdziwi, zdolni rzeźbiarze i wykonują je komercyjne firmy. Tak samo jak innego rodzaju gadżety. Jak swego czasu fabryka papieży, która powstała po śmierci Jana Pawła II – dodaje.

Co współczesny Szczecin zostawi po sobie?

Monika Szpener zastanawia się, co współczesny Szczecin zostawi po sobie oraz co przyszłe pokolenia będą podziwiać.

– Jedynie Filharmonię i Centrum Dialogu Przełomy, bo chyba nie Netto Arenę, Fabrykę Wody czy Helenę Majdaniec w przykucu? Po 17 latach mieszkania w tym mieście wiem, że szkoda pracy, nerwów i czasu na upowszechnianie w nim sztuki. I tak przyćmi ją populistyczna impreza w wykonaniu Szczecińskiej Agencji Artystycznej, a rada miasta z prezydentem znowu zmniejszą budżet na kulturę, który obecnie nie pokrywa nawet kosztów jej administracji i utrzymania budynków. Do samych artystów nigdy z tego budżetu nic nie docierało – kończy.