Nie chciał bowiem całego dobytku trzymać w worku i spać na płycie pilśniowej. „Starszy o rok kolega był asystentem. Nosił ze sobą worek marynarski, a w nim cały swój dobytek. Jeśli miałem być asystentem, zarabiać 1400 złotych a 1500 płacić za mieszkanie, to dziękuję bardzo” – tłumaczy Stanisław Biżek. Dzięki temu artysta od 60 lat rzeźbi w Szczecinie.
Kiedy wchodzimy do szarego pawilonu przy ul. Milczańskiej, oczy błądzą, nie wiedząc, na czym skupić wzrok. Jedna ściana pokryta medalami – polskich noblistów, dla dyrektora Muzeum Narodowego w Szczecinie, z wizerunkiem papieża Jana Pawła II, dla szczecińskich uczelni i instytucji. Druga – zdjęciami rzeźb, które Stanisław Biżek stawiał w Cedyni, Chojnie, Dobrej koło Nowogardu, Dębnie. Dodajmy do tego jeszcze setki małych form rzeźbiarskich i dwie duże głowy Mikołaja Kopernika. Rzeźba z podobizną astronoma miała stanąć przed jedną ze szczecińskich uczelni.
– Mnie to fascynuje, lubię to. Teraz robię medal naszej noblistki i dla mojej córki z okazji 25-lecia małżeństwa. Nigdy nie zastanawiałem się, ile ich zrobiłem – mówi z wzrokiem skierowanym na negatyw z podobizną Olgi Tokarczuk.
Wiadro wody + wiadro mleka = zupa
W czerwcu tego roku minęło 60 lat, gdy Stanisław Biżek przyjechał do Szczecina po studiach na Wydziale Rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie u profesora Jacka Pugeta. Jego dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych. Mama rzeźbiarza zginęła w wypadku kolejowym w 1945 roku. Pijani Sowieci puścili jeden pociąg na drugi. Tata zmarł 4 lata później.
– Opiekowała się mną babcia, ale po interwencji szkoły chcieli mnie umieścić w Domu Dziecka w Janowie Lubelskim, ale bracia nie pozwolili. Koniec końców trafiłem tam dopiero, gdy byłem w Liceum Plastycznym w Lublinie. W placówce było 100 wychowanków, a zupą nazywało się wiadro wody wymieszane z wiadrem mleka, chochlą ryżu i wydzieloną porcją chleba – opowiada.
Zaczęło się od rysowania karykatur nauczycieli
Jak podkreśla – nie po złości, tylko dla zabawy.
– Tylko od razu było „Stach, do tablicy!”. Potem poszedłem do Liceum Plastycznego w Lublinie, gdzie przyuczano fachowców do renowacji zniszczonej architektury. Uczono nas wyprawiania gzymsów, wolich oczek, toczenia tralek i waz. Miałem opanowaną pracę w gipsie i jak już studiowałem, to z tego żyłem – mówi.
„Stary, jest u Ciebie wolne wyrko?”
„Zdolny, pracowity i wyjątkowo wrażliwy na kwestie artystyczne. Należał w swojej grupie studenckiej do wyjątkowo koleżeńskich i rzetelnych chłopców. Zna wszystkie materiały rzeźbiarskie” – napisał o Biżku profesor Jacek Puget w czerwcu 1964 roku.
– Proponował mi asystenturę, a ta notatka to było wprowadzenie do Związku Polskich Artystów Plastyków w Krakowie. Ale zrezygnowałem i podziękowałem – przyznaje bez żalu artysta.
Skoro studia w Krakowie szły dobrze i były kontakty, to dlaczego Stanisław Biżek wybrał Szczecin?
– Starszy o rok kolega był asystentem. Nosił ze sobą worek marynarski, a w nim cały swój dobytek. Wieczorem chodził po pokojach w akademiku i pytał się: „stary, jest u Ciebie wolne wyrko?”. Jak było, to się przespał. Jak nie, to wracał i nocował na płycie pilśniowej na uczelni. Jeśli miałem być asystentem, zarabiać 1400 złotych a 1500 złotych płacić za mieszkanie w Krakowie, to dziękuję bardzo – tłumaczy.
Dopiero potem powstał akademik dla asystentów. Mieszkał w nim brat Stanisława, Jan, który był asystentem Jerzego Nowosielskiego.
„Adresat nieznany”
W latach 60. XX wieku w Szczecinie można już było spotkać poetów i artystów. Mieszkali tutaj jednak zazwyczaj przez kilka lat i wyjeżdżali – mieli tylko zaznaczyć swoją obecność w mieście. I udało się, bowiem do dziś wspomina się, że w Szczecinie mieszkali malarz Zenon Kononowicz, Konstanty Ildefons Gałczyński, a Tadeusz Różewicz przyjeżdżał na wakacje.
Kiedy już było postanowione, że Biżek wyjeżdża do Szczecina, profesor Puget załatwił młodemu artyście stypendium Ministerstwa Kultury i Sztuki.
– Poszedłem do lokalnego oddziału Związku Polskich Artystów Plastyków, przedstawiłem się i powiedziałem, że czekam na stypendium. Codziennie chodziłem, pytałem się, ale nic nie przychodziło. Później pojechałem do Krakowa, gdzie profesor spytał, czy dostałem stypendium. Okazało się, że zostało zwrócone, bo adresat był nieznany. Wróciłem i mocno zdenerwowany powiedziałem, że nie będę codziennie przychodził i mówił, kim jestem – opowiada z wyczuwalną jeszcze nutą złości.
Ostatecznie młody rzeźbiarz dostał 4 tysiące złotych stypendium. Za pracę w Pałacu Młodzieży otrzymywał 1200 złotych pensji i 100 złotych dodatku za tytuł magisterski.
– Mieszkałem wtedy na sublokatorce u dozorczyni. Jej koleżanki doradziły mi, abym złożył wniosek i ubiegał się o mieszkanie – wspomina.
„Na kolanach próg ucałowałem”
Kiedy już doszło do spotkania z przewodniczącym Miejskiej Rady Narodowej, usłyszał:
„Panie, zapiszemy wniosek i będzie Pan czekał 3, 4 lata”.
Na co młody artysta odpowiedział:
„Tyle lat? To mnie tutaj oddelegowano, dostałem stypendium osiedleńcze, miały być sprzyjające warunki do pracy dla młodych adeptów sztuki”.
Jak wspomina, doszło do kłótni, trzasnął drzwiami i wyszedł. Na drugi dzień dostał pismo z informacją o przydzieleniu mieszkania. Wraz z żoną, która była w ciąży, mieli się urządzić w… 20-metrowej kawalerce przy ul. Rugiańskiej.
– Cały w nerwach znowu poszedłem do tego urzędu i powiedziałem, że w takim lokalu, to ani żyć, ani mieszkać, ani pracować. Dali większe. Dostałem dwa pokoje przy ulicy Budziszyńskiej. Na kolanach próg ucałowałem – wspomina z satysfakcją.
„Rzeźbiarstwo to moja pasja, życie i chleb”
Na koncie ma kilkadziesiąt wystaw indywidualnych w Polsce, Włoszech, Niemczech, Syrii, Bułgarii, Francji, Łotwie, Szwecji i drugie tyle zbiorowych. To on odpowiedzialny jest za organizowanie plenerów w mieście, jak przy al. Jana Pawła II w Szczecinie, z okazji 750-lecia nadania praw miejskich Szczecinowi, na terenie szpitala onkologicznego.
Dodajmy do tego siedem edycji Ogólnopolskiego Biennale Rzeźby w Szczecinie „Ochrona Środowiska Naturalnego” oraz trzy edycje Międzynarodowego Pleneru Rzeźbiarskiego w Buku.
Jedną z jego największych realizacji jest Pomnik Polskiego Zwycięstwa nad Odrą. Monumentalny orzeł stoi na Wzgórzu Czcibora między Osinowem Dolnym a Cedynią. Wykonał go wspólnie z rzeźbiarzem Czesławem Wronką. Rzeźba wysoka jest na 15 metrów, a rozpiętość skrzydeł orła wynosi 10 metrów. Jak podkreśla – każda rzeźba to historia.
– Przez te wszystkie lata dużo tworzyłem. Rzeźbiarstwo było moją pasją, życiem i chlebem. Uczestniczyłem w różnych projektach. Zaprojektowałem i wykonałem wiele medali, plakietek, małych form rzeźbiarskich, rzeźb, płaskorzeźb, tablic i pomników. Nie prowadziłem statystyk. Dzisiaj nie jestem w stanie policzyć, ile tego było. Z perspektywy lat wiem, że był to najpiękniejszy okres mojego życia. Niczego bym nie zmienił.
– Pracownię chciałbym w przyszłości przekazać mojemu wnukowi. Ma 15 lat i rysuje. Chociaż powiedziałem mu: „niestety stary, musisz mieć jakiś zawód, bo ze sztuki nie wyżyjesz”.
Pracownię Stanisława Biżka (przy ul. Milczańskiej 33) będzie można zobaczyć już w najbliższą sobotę z okazji IV edycji Otwartych Pracowni i Warsztatów. Organizatorzy wydarzenia zapraszają w godz. 10-16. Więcej: https://www.facebook.com/events/534683159238786/
Komentarze
9