Konzerthaus, Hakenterrasse i Westend. Gdzie? W „Republice“ Agnieszki Gładzik, która w swej debiutanckiej powieści przenosi nas do Szczecina i Berlina lat 20. XX wieku.

 Każdy fan przedwojennego Szczecina wielokrotnie spoglądał na stare pocztówki, fotografie miasta, które jeszcze nie zostało naruszone przez II wojnę światową. Miasta, które przecież tak dotkliwie zostało zniszczone podczas wojny.

Agnieszka Gładzik wzięła w swoje ręce ten obraz przedwojennego Szczecina i skutecznie go ożywiła w powieści „Republika“. Nie szczędząc przy tym kurzu roboczej dzielnicy, pyłu starych kamienic, blasku Westendu, czy uroku parku - wtedy jeszcze - Quistorpa.

 


Czuć ducha międzywojennego Szczecina

 


Autorka w swej debiutanckiej powieści skupiła się przede wszystkim na konstrukcji świata.  Jej ulice, kamienice i kawiarnie - bez znaczenia czy to w Berlinie czy w Szczecinie - są autentyczne. Czuć ducha lat 20. XX wieku  czytając „Republikę“ - dzięki szczegółowym opisom, przenosimy się do trudnych dla Niemców czasów międzywojennych.


Z premedytacją sprawdzałam niektóre fakty i wydarzenia, by upewnić się, czy literacka fikcja w wykonaniu Agnieszki Gładzik ma cokolwiek wspólnego z historią. I faktycznie, wszystko zdaje się jakby szyte na miarę - idealnie dopasowane - bez zgrzytów. Wymagało to zapewne wiele pracy - zwłaszcza, że jeden z bohaterów jest politykiem.

 


Dwóch bohaterów, dwie narracje

 


Ciekawa jest także narracja - mam dwóch kluczowych bohaterów - Else Platt i Heinricha Mannhasuena - część po części narracja się zmienia, a fabuła jest przedstawiona raz z perspektywy Else, raz z punktu widzenia Heinricha. Dzięki pierwszoosobowej narracji czytelnik ma wrażenie jakby wsłuchiwał się we wspomnienia bohaterów. Do tego dochodzą fragmenty „literackiej próby“ Else, które przenoszą czytelnika do całkowicie innego świata.


Else Platt jest córką lekarza z poważnymi problemami finansowaymi, studentką medycyny i (prawie) pisarką. Heinrich jest politykiem i byłym aktorem - och drogi przecinają się, gdy ojciec Else podejmuje się opieki nad ciężko chorym wujem Heinricha.

 

Spokojnie, bez porywów

 


Tutaj dochodzimy do fabuły, która w moim odczuciu nie porywa. Momentami miałam wrażenie, jakby forma przerosła treść. Ot, ciężkie czasy i zwykła kolej rzeczy. Niemiecki kryzys po „Wielkiej wojnie“. Dobrzy ludzie, którzy pozostają dobrzy, źli, którzy bez zmian są źli i naiwni, którzy do końca są naiwni. Chorzy umierają, młodzi idą dalej.


Właściwie fabuła nieco mnie rozczarowała - liczyłam na większy wstrząs, czekałam aż akcja nabierze rozpędu. Ale ona - chciałoby się powiedzieć, jak to u Niemców - do końca zachowała zimną krew, niewzruszoną twarz. Wszystko jest dokładne, precyzyjne - bez zbędnych szaleństw i porywów.


To jednak wciąż ciekawy debiut Agnieszki Gładzik - która w swej pierwszej powieści wykazała się aptekarską dokładnością i która przede wszystkim zaprezentowała czytelnikom inna stronę naszego pięknego Szczecina.


I właśnie dla tego klimatu lat 20. XX wieku w Szczecinie i Berlinie warto sięgnąć po tę pozycję.


 

 

Konkurs:


Konkurs rozwiązany. Dziękujemy za udział!