„W drodze” to próba przeniesienia na ekran, otoczonej kultowym uwielbieniem powieści Jacka Kerouaca, pod takim właśnie tytułem. Choć po raz kolejny można stwierdzić, że w rywalizacji film kontra książka, przegrywa ten pierwszy, to moim zdaniem jest to porażka w niezłym stylu...

Jack Kerouac to legenda  współczesnej amerykańskiej  literatury i trochę zaskakuje fakt, że tak niewiele jego książek zostało sfilmowanych. Najlepiej znana jest adaptacja „Podziemnych” w reżyserii Ronalda McDougalla (z 1960 roku), a najsłynniejsza powieść tego autora czyli „W drodze” czekała bardzo długo na to by trafić na ekran.

Co prawda Francis Ford Coppola już w latach 70-ych kupił prawa do sfilmowania tego bestsellera, ale sam nie zdecydował się zostać reżyserem planowanej produkcji. Próby i przymiarki trwały kilka dekad. Na początku lat 90-ych jedną z głównych ról w produkcji na podstawie tej książki zaproponowano Johny Deppowi, ale nie zaakceptował tego pomysłu.  Reżyserem ostatecznie  został wybrany  Walter Salles, twórca który ma już w swoim dorobku kilka tzw. filmów drogi (najlepsze przykłady to wysoko oceniany "Dworzec nadziei” oraz  "Dzienniki motocyklowe” opowiadające o młodości Che Gueavary), a zatem był odpowiednim człowiekiem do tego zadania.

„W drodze” napisana została przez Kerouaca przez trzy miesiące w 1951 roku, podczas których tworzył jak w transie, przelewając na papier doświadczenia z własnego życia, rozmowy z przyjaciółmi i wspólne przeżycia z dwóch lat kończących dekadę lat 40-ych ubiegłego wieku. Wówczas  zaczął się kształtować  ruch beatników, z którego wywodziły się m.in. takie postacie jak poeta Allen Ginsberg (filmowy Carlo), a powieść stała się manifestem całego pokolenia intelektualnych kontestatorów, którzy chcieli żyć po swojemu, badając granice wolności i  poszukując nowych środków wyrazu w twórczości.

Salles otrzymał bardzo trudne zadanie, przeniesienia gęstej i intensywnej atmosfery książki na taśmę filmową i przeważająca część krytyków uznała, że mu nie podołał. Zarzutem stawianym reżyserowi jest m.in. to, że świat, który stworzył jest dość ograniczony i mało pojemny, w przeciwieństwie do bogactwa przestrzennego, obecnego w prozie Kerouaca.    Zdjęcia do produkcji  Sallesa wykonano m.in. w Montrealu, Nowym Orleanie, San Francisco, Arizonie oraz Meksyku i Bariloche (Argentyna), a zatem bohaterowie „W drodze” docierają do wielu miejsc, natomiast  nie przebywają w nich zbyt długo. Widz ma wrażenie, że ta wielokrotnie odbywana podróż ze wschodniego na zachodnie wybrzeże Ameryki, toczy się zbyt szybko i nie daje poczucia eksplorowania przestrzeni, zdobywania jej  i smakowania wrażeń z tym związanych.

Na szczęście, niewątpliwym walorem tego dzieła są aktorzy. Przede wszystkim Sam Riley jako Sal Paradise (czy alter ego pisarza)  raz Garret Hedlund (charyzmatyczny Dean Moriaty), ale także występujący w epizodach Viggo Mortensen (jako Old Bull Lee) czy Kirsten Dunst (jako żona Deana- Camille). Poza tym starannie została dobrana muzyka. Głównym kompozytorem jest Gustavo Santaolalla (zdobywca dwóch Oskarów za „Tajemnice Brokeback Mountain” i „Babel” ), natomiast na ścieżce dźwiękowej znajdujemy także takie utwory jak „I’ve Got the World on a String” Elli Fitzgerald czy ”Hit That Jive Jack” Slima Gaillarda. W filmie Dean i Sal spotykają zresztą tego znakomitego jazzowego gitarzystę i jest to jedna z lepszych scen obrazu.