Ten scenariusz przeleżał na półce... ponad trzydzieści lat. Pierwotnie jego autorzy – bracia Coen chcieli „Suburbicon” zrealizować zaraz po swoim debiucie czyli w 1985 roku, ale ostatecznie film powstał dopiero rok temu, a reżyserem został George Clooney. Takie opóźnienie nie wróżyło zbyt dobrze, a jednak efekt jest co najmniej niezły.
Dreszczowiec wkracza w rzeczywistość
Państwo Lodge mieszkają na typowym amerykańskim przedmieściu w latach 50. ubiegłego stulecia. To świat symetrii, idealnie przyciętych trawników i perfekcyjnych pań domu. Chociaż czas wolny uprzyjemnia telewizja, to jednak najsilniej na emocje wciąż działa radio, nadające wieczorne słuchowiska-dreszczowce. Właśnie podczas słuchania jednego z nich mały Nick (rewelacyjny Noah Jupe!) zostaje wyciągnięty ze swego łóżka. Rzeczywistość miesza się bowiem z fikcją, a jacyś intruzi naprawdę weszli do domu jego rodziców...
Czarni intruzi
W roli ojca rodziny (Gardnera) widzimy Matta Damona, obok niego Julianne Moore, która kreuje dwie postacie – jego żonę Rose oraz siostrę tejże, Margaret. Ta trójka musi spełnić żądania rabusiów, którzy wchodzą do domu, a finał całego zdarzenia jest tragiczny...Spokojna społeczność jest wstrząśnięta, ale winnymi zachwiania równowagi stają się nie przestępcy, ale ktoś inny. To pierwsza czarna rodzina w Suburbicon - Mayersowie. Według mieszkańców obcy wprowadzając się tu zakłócili uporządkowane i bezkonfliktowe życie społeczności i to od czasu ich przyjazdu zaczęły się kłopoty. Dlatego rozgniewani obywatele usiłują wszelkimi sposobami przepędzić „wichrzycieli”...
Groteska dominuje
Oba wątki fabularne „napędzają” zatem dramaturgię, natomiast realizm systematycznie ustępuje sile groteski. Coenowie stworzyli galerię karykaturalnych postaci, wśród których jest jeszcze m.in. gorliwy i chciwy agent ubezpieczeniowy (Oscar Isaac) i pewny siebie twardziel, wujek Mitch (Gary Basaraba). Atmosferą przypomina mi „Ladykillers, czyli zabójczy kwartet” (stworzony przez Coenów 13 lat temu) i oczywiście „Fargo” – jeden z największych sukcesów artystycznych obu braci. Z tego powodu można mu niestety zarzucić wtórność, ale mimo wszystko znajdziemy tu niemało smakowitych scen, które wynagradzają czas poświęcony przez widza na projekcję...Gardner uparcie przemierzający nocne peryferia na dziecinnym rowerze to jedna z lepszych.
Kino Konesera
Ja zobaczyłem ten film podczas seansu w ramach Kina Konesera w szczecińskim Heliosie. To cykl pokazów podczas, których widzowie mogą zobaczyć dzieła trochę rzadziej obecne w repertuarze dużych kin. Dokonania legendarnych reżyserów, produkcje docenione na międzynarodowych festiwalach oraz kino autorskie. Projekcje organizowane są w środy i poprzedzane prelekcjami znanego dziennikarza filmowego, którym jest Krzysztof Spór. Najbliższe seanse, to „Beksińscy. Album wideofoniczny” Marcina Borchardta (Helios, Ch Kupiec, 20 grudnia) oraz „Borg/McEnroe. Między odwagą a szaleństwem” Janusa Metza (Helios Outlet Park, 27 grudnia).
Komentarze
0