„Róża” to bez wątpienia jeden z najczęściej komentowanych i analizowanych, polskich filmów ostatnich miesięcy. Ostatnie dzieło Wojciecha Smarzowskiego, przez część krytyków uznane za wybitne, można od 3 lutego zobaczyć m.in. w szczecińskim „Heliosie”.

To kolejny bardzo polski film tego reżysera, który konsekwentnie  i świadomie, dotyka  naszych narodowych  traum. Jeżeli jednak „Wesele” i  „Dom zły” były swego rodzaju grą z konwencjami, (przerysowanymi obrazami pewnych kwestii), to „Róża” jest skonstruowana inaczej. Poszczególne zdarzenia, które widzimy na ekranie, uderzają w widza swym realizmem. Jest to dramat od początku do końca  i  nie ma w nim praktycznie wcale elementów „obcych” gatunkowo. Już pierwsza scena, w której Tadeusz (Marcin Dorociński) zakrwawiony leży na ziemi, bezsilnie obserwując żołnierzy niemieckich, zabijających jego żonę, nie pozostawia wątpliwości, że realizatorzy filmu nie dadzą widzowi taryfy ulgowej.

Jeżeli chcemy wejść w ten świat i zobaczyć jak potoczą się losy bohaterów opowieści, musimy być przygotowani na  brutalne i okrutne obrazy, niemalże pozbawione jaśniejszych punktów. Choć bowiem właśnie skończyła się wojna, to dla rdzennej mazurskiej ludności, jest  to czas bardzo zły. To początek kolejnych prześladowań. W tym otoczeniu Tadeusz, poinstruowany przez pastora (Edward Linde-Lubaszenko), odnajduje dom Róży, której chce oddać pamiątki po jej mężu (był bowiem przy jego śmierci). Ona przyjmuje go nieufnie. Mówi na przemian po polsku i po niemiecku, udzielając skąpych informacji.  Doświadczyła wiele złego i niełatwo  jej uwierzyć w czyjeś dobre intencje. W końcu przełamuje jednak swe obawy prosząc go o pomoc przy rozminowaniu pola... Tę  postać kreuje Agata Kulesza, aktorka warszawskiego Teatru Dramatycznego, pochodząca ze Szczecina (mieszkała tu na osiedlu 1 Maja).

Nie ma wątpliwości, że te dwie role stanowią o sile wyrazu całego filmu, ale także pozostali aktorzy bardzo się przyczynili do tego.  Są to  m.in. Jacek Braciak jako Władek, przesiedleniec z Wileńszczyzny, Kinga Preis – jego żona, Eryk Lubos – sowiecki bandyta i Marian Dziędziel (stary Mazur Mateusz). Przy filmie pracowali także  członkowie  grup historycznych AA7, Rhein, GRH MO oraz ZOMO, którzy odegrali postacie  żołnierzy rosyjskich, polskich i niemieckich.

„Róża” nie jest de facto filmem historycznym i nie aspiruje do takiej roli, ale niewątpliwie indywidualne losy w niej ukazane, są mocno powiązane z wydarzeniami politycznymi. Bohaterowie próbują sobie ułożyć życie na ziemi, która nie była polska, ale z mocy układów między dyktatorami, ma nią teraz być. Ich gospodarstwo, oddalone od miasta, jest łatwym celem dla tych, którzy chcą  grabić i gwałcić, wykorzystując powojenne bezprawie.  Wydaje się, że w takim miejscu, nie można zbudować niczego wartościowego, a jednak oni próbują...