Tim Burton stworzył film o trudnym żywocie wampira i do głównej roli zatrudnił oczywiście swego etatowego aktora czyli Johny`ego Deppa. Efekt czyli „Mroczne cienie” możemy zobaczyć m.in. w szczecińskim Multikinie.

Film rozpoczyna się w osiemnastowiecznym  Liverpoolu. Majętni Collinsowie postanawiają udać się do Ameryki, by rozwinąć swój rybny biznes. Przyszły dziedzic rodzinnej fortuny, Barnabas (Depp), ma wtedy kilka lat, ale już wtedy zwraca uwagę swej rówieśniczki o imieniu Angelique. Kiedy wiele lat później, łamie serce tej właśnie, dorosłej już  dziewczynie, ta postanawia się zemścić. Ponieważ  zna  wiele zaklęć  szybko sprowadza na rodzinę swego wybranka różne nieszczęścia. On sam trafia do... grobu, by po dwustu latach obudzić się z wampirzego snu w dekadzie lat 70-ych, w  czasach dzieci kwiatów i rock`n`rolla.

 

Film bazuje na scenariuszu serialu „Dark Shadows”, który był pokazywany w amerykańskiej telewizji w latach 1966-1971. Krytycy zarzucają Burtonowi, że ze zbytnim pietyzmem potraktował pierwowzór. Za mało dał z siebie, przywołując jedynie ducha oryginału i wzbogacając swój obraz o graficzne efekty. Nie znam niestety serialu,więc trudno mi to ocenić. W mojej ocenie to naprawdę inteligentna rozrywka, a aktorzy stworzyli interesujące kreacje.

 

Zwłaszcza konkurentka Barnabasa, energiczna i pewna siebie Angelique (w tej roli Eva Green, znana choćby z „Marzycieli”Bertolucciego) jest imponująco demoniczna.Oprócz niej w „Mrocznych cieniach” zobaczyć można żonę reżysera czyli Helenę Bohnam Carter w roli doktor Hoffman, Michelle Pfeiffer (pani Collins) oraz Belle Heathcote jako Josette, któraprzyjeżdża do podupadającego  domostwa  Colllinsów, by objąć stanowisko niani małego Davida Collinsa

 

Dobre dialogi („Jestem wilkołakiem, ale nie róbmy z tego afery”) i muzyka, to kolejne atuty filmu.  Słyszymy m.in. T.Rex, „Night in White Satin“ Moody Blues, a na balandze urządzonej w rezydencji przez Barnabasa, główną atrakcją jest sam Alice Cooper, który śpiewa „No More Mr Nice Guy”.

Niewątpliwie bardzo napracowali się charakteryzatorzy. Joel Harlow musiał użyć kilku warstw makijażu, aby uzyskać odpowiednio blady odcień karnacji Barnabasa, a zaprojektowany przez Colleen Atwood, kostium Josette, skonstruowany z nylonu i aluminim, niewątpliwie jest efektowny, Także rezydencja Collinsów - złowieszcze domostwo, w którym przepych sąsiaduje z tanim gustem (robótki ręczne w schowku), budzi respekt i pewnie jeszcze je zobaczymy w innych  filmach grozy. Choć  zatem nie jest to produkcja tak dobra jak tytuły z początku kariery Burtona takie jak „Ed Wood” czy „Edward Nożycoręki”, to i tak propozycja na wieczór w kinie, moim zdaniem, trafiona.