Michel Houellebecq to twórca wzbudzający wiele emocji. Nie tylko dzięki swej prozie, ale także wypowiedziom prasowym oraz „niekonwencjonalnemu” traktowaniu zobowiązań. Mogliśmy się o tym przekonać także w Polsce, kiedy zapowiedziana wizyta tego pisarza w Krakowie nie nastąpiła choć nie została także wcześniej odwołana...

Wydawałoby się, że takie nonszalanckie „wybryki” są pomysłem na wzbudzenie dodatkowego zainteresowania osobą autora  „Mapy i terytorium” i zwiększenie sprzedaży książki, ale taki rozgłos chyba już nie jest tej jej  potrzebny. Najbardziej prestiżowy francuskie wyróżnienie literackie czyli Nagroda Goncourtów, przyznane Houellebecqowi, to niewątpliwie  wystarczająca rekomendacja. 

Motto „Mapy...” to słowa Karola Orleańskiego – „Świat jest mną znużony, podobnie jak  ja nim”. Główny bohater powieści  - fotograf i malarz  Jed Martin, to człowiek, który osiągnął wielki sukces artystyczny i finansowy. Jego nowatorskie zdjęcia map samochodowych Michelina oraz galeria  obrazów z serii „prostych zawodów” zapewniły mu uznanie krytyków i  status milionera, który może sobie pozwolić na porzucenie pracy i  korzystanie z owoców swej twórczości przez kolejne dekady. Pozornie jest kimś, kto powinien być usatysfakcjonowany tym co osiągnął, a jednak nie do końca tak właśnie jest. Jego życie osobiste przeczy raczej takiej konkluzji. Jed jest osobnikiem  nieczęsto opuszczającym swoje mieszkanie w centrum Paryża, praktycznie nie mającym przyjaciół, często przemawiającym za to do... grzejnika, który „był jego najdawniejszym towarzyszem”. Spotyka się co prawda także z piękną Rosjanką Olgą, ale jej wyjazd do ojczyzny powoduje nieodwracalne przerwanie ich związku. Także rozmowy z ojcem, bardzo cenionym architektem, są raczej chłodne i zdystansowane, co wynika m.in. z tego, że matka Jeda wiele lat wcześniej popełniła samobójstwo.

Drugą ważną postacią występującą w powieści  jest... Michel Houllebecq. Jed poznaje go wówczas gdy pojawia się pomysł, aby autor ten stworzył  tekst do katalogu na wystawę jego prac malarskich. Z czasem okazuje się, że obaj mają wiele wspólnych cech i dość dobrze się rozumieją. W ramach honorarium Jed proponuje namalowanie portretu Houellebecqa. Ta decyzja spowoduje bardzo poważne konsekwencje w życiu pisarza. Końcowa część książki jest bowiem opowieścią kryminalną, a kolejnym bohaterem, którego poznajemy bliżej jest komisarz Jasselin. Jeszcze jeden człowiek pogodzony ze swym losem bezdzietnego mężczyzny, mający dość jasno sprecyzowane poglądy dotyczące  świata i swego w nim miejsca...

Oprócz rozważań natury egzystencjalnej w „Mapie...” znajdziemy także dość rozbudowane przemyślenia  na temat historii, architektury i sztuki, w tym przede wszystkim  twórczości Williama Morrisa i prerafaelitów. Te spekulacje intelektualne służą bez wątpienia temu by zaproponować czytelnikowi  coś więcej niż tylko sprawnie skonstruowany dyskurs o współczesnym twórcy. Houellebecq jest pisarzem wszechstronnym i wrażliwym na wszelkie sygnały, które wysyła  zmieniająca się wciąż rzeczywistość społeczna. Nowe modele aparatów fotograficznych, nowe trendy przemysłowe, zmieniająca się topografia francuskiej wsi – każde z tych zjawisk bardzo umiejętnie potrafi poddać analizie, nie oddalając się za bardzo od  fabularnego wątku opowieści. Jest to zatem proza po każdym względem „pożywna”. Czytelnik otrzymuje zajmującą  psychologicznie narrację oraz  zagadkę kryminalną, a przy tym wchłania frapujące i precyzyjnie uargumentowane spostrzeżenia dotyczące współczesności. Zważywszy na jej temat i sposób ukazania  głównych bohaterów, to mogłaby być  ostatnia książka Hoeuellebecqa , swoiste pożegnanie z nami. Mam jednak nadzieję, że jednak jeszcze  nie ostatnie słowo tego twórcy.