Spektakl o skażeniu współczesnego świata komercyjnymi mediami i o ofiarach jakie przemoc i wojna zbierają wszędzie tam, gdzie docierają ich obrazy, to nowa propozycja szczecińskiego Teatru Współczesnego. "Jak umierają słonie" w reżyserii Marcina Libera na podstawie tekstu Magdy Fertacz, od 17 maja można zobaczyć na Dużej Scenie.
Początek to fragment eseju zawartego w „Kulturowych wymiarach ludobójstwa" Radosława Filipa Muniaka. Czyta go Beata Zygarlicka mówiąc nam o procesie obrazowania świata, o  kadrowaniu rzeczywistości ukazywanej w efektownym świetle. W tym ujęciu obraz jest tylko nienaturalną rejestracją zdarzenia (np. konfliktu zbrojnego czy rewolucji)  i jego uczestników. Mieści się w kanonie estetycznym, ale tylko dotyka obrazowanego zjawiska, coś nam przekazuje, ale przede wszystkim utrwala konieczny schemat. Schemat pokazywania zła...
 
Gdy wybrzmiewa ten przekaz, przed oczami widzów odsłania się widok kanionu, terenu działań wojennych, z ziemią oblepiającą ciała ofiar. Następnie słyszymy monolog Żony (której pierwowzorem jest Grażyna Jagielska). Partnerka korespondenta wojennego (w tej roli Joanna Król). zmaga się konsekwencjami stresu, który powoduje praca jej męża. On wyjeżdża do Afryki i Azji, w rejon politycznych przewrotów, narażając się na niebezpieczeństwo utraty życia, a ona zostaje w domu i nieustannie umiera w... łazience.
 
Gdyby nie córka, która ją wspiera, chybaby sobie nie poradziła, bo zaniedbuje najprostsze obowiązki, przestaje jeść i dbać o swój wygląd.  Choć on obiecuje, że jeszcze tylko jeden wyjazd, jeszcze tylko ostatnia książka...  to ten odroczany rozbrat z profesją reportera wciąż się oddala. 
 
Liber wprowadza na scenę także inne postaci,skażone medialnym "przetwarzaniem" wojny. Dziennikarka, która z powodu wybuchu straciła oko (Maria Dąbrowska), żołnierz, który nie może otrząsnąć się z dramatycznych przeżyć i pozbyć balastu myśli wytworzonych przez obrazy zabijania. Obserwujemy też rozmowę emerytowanego dowódcy  brygad śmierci w Indonezji (Grzegorz Młudzik), opowiadającego o zbrodniach, tórych dokonał z Joshuą Oppenhaimerem (Maciej Litkowski), reżyserem wstrząsającego filmu na ten temat (to "Scena zbrodni", której fragmenty widzimy na ekranie telewizora z boku sceny).
 
Jeszcze jedna postać, to fotograf, autor słynnego zdjęcia sępa oczekującego na śmierć głodującej dziewczynki w Afryce (w tej roli Michał Lewandowski). Przytłoczony pytaniami czy mógł jej pomóc i wyrzutami sumieniami, wsiada do Volkswagena ustawionego na scenie by w nim dokonać autodestrukcji.  Barwnym, ale tragicznym bohaterem jest Czarny (Arkadiusz Buszko), wymachujacy maczetą zuluski wojownik, który chroniąc swą córkę unicestwia ją.
 
Jest jeszcze Taja (Adrianna Janowska- Moniuszko). To kobieta, który byłą gwałcona i poniżana podczas działań wojennych w swoim kraju. To ona opowiada o tym jak odchodzą słonie, zachowanie tych zwierząt uznając za bardziej szlachetne niż ludzkie postępowanie w sytuacji zagrożenia. 
 
Postaci jest więcje, a ironiczny komentarz do dialogów stanowią teksty piosenek śpiewanych przez aktorów - "Tonight" z repertuaru Davida Bowie`go czy "Born Free" Franka Sinatry. Liber w tym spektaklu umieszcza jeszcze wiele innych cytatów, odniesień, aluzji. Chce zapewne w ten sposób uwypuklić stan wzmożonego ataku informacji jakiego doświadczamy każdego dnia dnia. "Jak umierają słonie" na pewno jest inscenizacją wymagającą i  niełatwą do zinterpretowania, ale na pewno boleśnie wartościową.
 
Prapremiera przedstawienia "Jak umierają słonie" nastąpiła 17 maja, a kolejne spektakle będzie można zobaczyć w czerwcu.