"Fotograf" to tylko dobry thriller czy też dzieło o większym wymiarze ? Najnowszy film Waldemara Krzystka, od kilku dni jest obecny na kinowych ekranach (także szczecińskich).
Duża część akcji "Fotografa" rozgrywa się w Moskwie i tu także rozpoczyna się ten film. W pierwszych scenach Natasza, młoda buntująca się przeciwko rozkazom przełożonym, policjantka (w tej roli piękna Tatyana Arntgolts) trafia do zespołu zajmującego się sprawą seryjnego mordercy, który nazwany został Fotografem. Nieuchwytny od wielu lat przestępca, otrzymał to miano zostawiając w miejscach swej zbrodniczej aktywności numerki (podobne do tych jakimi posługują się policyjne ekipy śledcze w swojej pracy). Natasza "otarła się" o tajemniczego killera, kiedy przyszła na konsultację do psychiatry Dmitriewa. Przez przypadek (a może nie ?) stała się jedyną osobą, która może rozpoznać człowieka odpowidzialnego za niewyjaśnione dotąd, krwawe zdarzenia.
Jej nowym szefem jest major Lebiadkin (Alexandr Baluev), który precyzyjnie manipuluje swoimi ludźmi w taki sposób by uzyskać jak najlepsze efekty w trudnym śledztwie. Wspólnie z Nataszą odwiedzają oddział psychiatryczny peryferyjnego szpitala by się przekonać, że tam nie ma już podejrzanego o morderstwa. Kolejni świadkowie, którzy ujawniają nowe informacje jednoznacznie wskazują, że w celu rozwikłania mrocznej zagadki Fotografa, trzeba wybrać się do Legnicy. Tam właśnie mieszkał przed laty Kola Sokołow. Wychowany w radzieckiej jednostce wojskowej chłopiec miał dość nietypowe dzieciństwo i to on prawdopodobnie dokonał wszystkich morderstw...
W jednym z wywiadów poprzedzających premierę filmu Waldemar Krzystek stwierdził, że posługując się konwencją thrillera, zamierzał w "Fotografie" wyrazić coś więcej, mierząc się z tematem poszanowania prawdy i skutków jej wypierania przez kłamstwo i manipulację. Według mnie reżyser dotyka tej kwestii nie tylko w wymiarze jednostkowym, ale również aspiruje do "oświetlenia" niuansów skomplikowanej koegzystencji Polaków i Rosjan (tak jak to uczynił choćby w "Małej Moskwie"). Dlatego polska część filmu, kiedy na scenie dramatu pojawiają się Adam Woronowicz, Tomasz Kot i Sonia Bohosiewicz, to nie tylko dalsze śledztwo, ale też mnożące się komentarze do przeszłości i próba przewartościowania wzajemnych relacji. Nie zawsze są to trafne konkluzje, ale w pewien sposób jednak wzbogacają one cały przekaz.
Choć większość aktorów spełniła swoje zadania bardzo dobrze (Elena Babenko, jako matka Koli, nagrodzona została Zotymi Lwami na festiwalu w Gdyni, za najlepszą rolę drugoplanową ubiegłego roku), to scenariusz "Fotografa" trzeba ocenić zdecydowanie niżej. Nagromadzenie wątków, które miało chyba służyć uatrakcyjnieniu całości, a tymczasem zabieg ten sprawia, że logika ciągu przyczynowo-skutkowego wydarzeń staje się nie jeden raz co najmniej wątpliwa. Przyspieszenia akcji, zamiast potęgować napięcie, budzą raczej w widzu dezaprobatę, bo zastosowane skróty i niedpowodzienia, szkodzą klarowności fabuły.
Jeśli potraktujemy te niedociągnięcia z pobłażliwością, to wieczór z tym filmem mimo wszystko nie będzie straconym czasem. Jeżeli jednak wymagamy od "Fotografa" znacznie więcej, to taki seans, może okazać się rozczarowaniem.
Komentarze
0