Baran bo Odar to reżyser w Polsce praktycznie nieznany. „Cisza” – jego trzeci film, pokazywany w szczecińskim „Pionierze” od 9 września – z pewnością tę sytuację zmieni...

Bezsprzecznie bowiem jest to tytuł wyróżniający się w bogatej ofercie filmowej tego roku. Jego głównymi walorami są  moim zdaniem kreacje aktorskie. Ulrich Thomsen (znany z wielu duńskich produkcji - choćby z „Jabłek Adama” czy „Braci”), Wotan Wilke Mohring (jako Timo) i Sebastian Blomberg (jako policjant David) grają najważniejsze postacie tego dramatu, który rozgrywa się w czasie „rozpiętym” wokół jednej daty.

To dzień 8 lipca 1986 roku Wówczas nastoletnia  Pia została zgwałcona i zamordowana, a sprawca nie został ujęty. Był nim Peer (Ulrich Thomsen), któremu towarzyszył Timo. Po zdarzeniu obaj przestają się ze sobą spotykać choć wcześniej tak wiele ich ze sobą łączyło...

Po 23 latach – dokładnie 8 lipca właśnie – w tym samym miejscu (na polnej drodze) znów znaleziony zostaje porzucony rower i wszystko wskazuje na to, że jego właścicielka – Sinnika również stała się ofiarą mordercy. Policja rozpoczyna śledztwo, a detektywi znów sięgają po akta niewyjaśnionej sprawy sprzed lat...

Scenariusz „Ciszy” charakteryzuje się dobrze skonstruowaną dramaturgią. Ucięte sceny, spowolniona w określonych momentach akcja, niedopowiedzenia które piętrzą wątpliwości u odbiorcy, sprawiają, że z napięciem obserwujemy rozwój wydarzeń. Jest to więc  sprawnie zrealizowany film sensacyjny, ale rozwiązanie zagadki podwójnej (a może nawet potrójnej) zbrodni nie jest głównym tematem tego obrazu. Kamera koncentruje się przede wszystkim na przeżyciach Timo, który nie potrafi sobie poradzić z presją powracających wspomnień. Choć ma żonę i dwoje dzieci oraz dobrą pracę, obrazy sprzed półwiecza ścigają go i nie dają mu spokoju. Przez dłuższą część „Ciszy” jego zmagania z samym sobą, walka z chęcią zgłoszenia się na policję lub porozmawiania z Peerem, są pierwszoplanowym wątkiem.

Dramatyczne są także doświadczenia policjanta Davida, który nie może się otrząsnąć po niedawnej śmierci żony. Poświęca się pracy, niemal spala się w niej, ale to on jest najbliższy rozwikłania tajemnicy tragicznych wydarzeń połączonych datą 8 lipca.  

Odar stworzył więc film, który może przynieść widzowi emocjonalne katharsis, a przy tym usatysfakcjonuje także widza, który gustuje w dobrze zrealizowanych historiach  kryminalnych. 120 minut spędzone w kinie jest na pewno czasem dobrze „zainwestowanym”