Hydrant na środku ulicy, za cicha sygnalizacja dźwiękowa, linie prowadzące donikąd. O tym, z jakimi trudnościami w przestrzeni miejskiej muszą mierzyć się osoby z dysfunkcjami wzroku, przekonali się uczestnicy wydarzenia „W Ślad bez Światła”. „Usłyszeć i poczuć miasto wszystkimi zmysłami poza wzrokiem naprawdę otwiera oczy” – mówi radny miejski Przemysław Słowik.

To było pierwsze tego typu wydarzenie w Polsce. Kilkunastu mieszkańców Szczecina wzięło udział w nietypowym spacerze, podczas którego ich przewodnikami były osoby niewidome. Udział w społecznym eksperymencie dał im szansę nie tylko na poznanie miasta z zupełnie innej perspektywy, ale również na zrozumienie z jakimi trudnościami muszą sobie radzić mieszkańcy z dysfunkcjami wzroku. W drodze do pracy, sklepu, lekarza, na spotkanie ze znajomymi czy po prostu podczas zwykłego spaceru.

„To nie była łatwa droga”

Przewodnicy poprowadzili uczestników przez ulice, skwery, sklepy, galerie, parki, przeprowadzali przez jednię. Nad bezpieczeństwem każdej pary czuwał wolontariusz.

– Nie widziałem kompletnie nic od momentu założenia żółtych gogli. W takim stanie zawieziono mnie na miejscu startu. Metą była siedziba Polskiego Związku Niewidomych przy ulicy Piłsudskiego 37 – relacjonuje radny miejski Przemysław Słowik.

Uczestnicy nie wiedzieli skąd rozpoczynają podróż do centrum Szczecina. Musieli całkowicie zaufać swoim przewodnikom z białymi laskami. Sami organizatorzy również podkreślali, że wydarzenie ma być „próbą doświadczenia percepcji świata osób z dysfunkcją wzroku”.

– Z Krzysztofem pokonałem trasę z Niebuszewa do siedziby związku. To nie była łatwa droga, chociaż często poruszaliśmy się po świeżo wyremontowanych przestrzeniach – przyznaje Przemysław Słowik. – Część drogi pokonaliśmy autobusem. Usłyszeć i poczuć miasto wszystkimi zmysłami poza wzrokiem naprawdę otwiera oczy.

Wiele przeszkód, z którymi muszą sobie radzić

Niewidome osoby muszą mierzyć się w Szczecinie z wieloma utrudnieniami. Czasem to hydrant lub słup stojący na środku drogi, innym razem - za duża liczba słupków i zbyt cicha sygnalizacja dźwiękowa, a kolejnym – samochody zaparkowane na trasach dla niewidomych.

– Jak mamy mówić o jakichkolwiek standardach w budowaniu przestrzeni bez barier, jeśli na nowo wyremontowanym chodniku jakiś „geniusz” postawił hydrant albo wielki słup trakcyjny. Jak osoba niewidoma ma korzystać z linii podprowadzających jeśli jakiś inny partacz, likwidując oznakowanie po budowie, zostawił wszystkie podpory znaków rozstawione właśnie na tych liniach? Właśnie w tym jest problem – krytykuje Przemysław Słowik.

Mniej „niedasizmu”, więcej myślenia

Jednocześnie radny miejski uważa, że każdy z urzędniczych decydentów powinien odbyć taką trasę.

– Może wtedy w końcu doczekalibyśmy się poważnego traktowania projektów nie tylko z perspektywy samochodu. Nie chodzi o wymyślanie przestrzeni na nowo. Tylko o odrobinę więcej myślenia, mniej „niedasizmu” i odrobinę szerszej perspektywy niż swoja własna, szczególnie ta zza urzędniczego biurka.

Inicjatorem wydarzenia „W Ślad bez Światła” był Grzegorz Marciniak, a w organizacji pomagał szczeciński oddział Polskiego Związku Niewidomych.