Poseł Koalicji Obywatelskiej Artur Łącki zrelacjonował w mediach społecznościowych swoją przygodę z kotem. Zwierzak trafił do Warszawy z Ukrainy, udało się go uratować od niechybnej śmierci w ogarniętym wojną kraju. Kot nie miał właścicieli, a na dodatek okazało się, że jest chory. Poseł został poproszony o pomoc w przetransportowaniu futrzaka do nowych właścicieli w Szczecinie. Wyprawa nie była łatwa, ale zwierzakowi udało się pomóc.

Swoją historią poseł Artur Łącki podzielił się w mediach społecznościowych.

„W piątek rano telefon: „Artur, ratuj! Trzeba zabrać kota z Warszawy do Szczecina! Kot – a właściwie kotka – to uchodźczyni z Ukrainy, do tego chora na nowotwór. U rodziny ze Szczecina ma godnie dożyć swoich dni”. Bez zastanowienia powiedziałem: „tak”. Dopiero potem przyszła refleksja, czy aby na pewno sobie poradzę, bo o ile psów miałem kilka, to z kotami nie mam żadnego doświadczenia” – czytamy na profilu parlamentarzysty wybranego z okręgu szczecińskiego.

Jak relacjonuje Łącki, kotkę na lotnisku trzeba było wyciągnąć z klatki. Okazało się, że zwierzak mimo trudnego losu jest bardzo ufny i bez problemu przeszedł kontrolę w hali odlotów.

„Oczami wyobraźni widziałem już siebie, jak dwie godziny później biegam po sali odlotów z klatką w jednym ręku, ze smaczkami w drugim, wołając: „kici, kici” i błagając ją, żeby jednak dała się złapać. Dzięki Bogu, nic takiego się nie stało” – relacjonuje Łącki.

Chora kotka trafiła już do swojej nowej rodziny. Przypomnijmy, że do naszego miasta z ogarniętej wojną Ukrainy trafiło do tej pory kilkadziesiąt zwierząt. Wojna trwa od ponad 150 dni. Transporty ze zwierzętami organizowało między innymi stowarzyszenie Kociarka.