Nasi rozmówcy przyznają, że tak naprawdę niewielka liczba ryb, które są smażone w smażalniach, pochodzi z Odry czy Zalewu Szczecińskiego, ale sam nastrój konsumentów jest fatalny i klienci obawiają się jedzenia ryb. Właściciele smażalni z Trzebieży oraz Stepnicy są przerażeni. Z powodu inflacji ceny ryb w 2022 roku były rekordowo wysokie, a teraz mogą być jeszcze wyższe. – Ludzie już nie chcą kupować ryb – mówi Swietłana Szalwa ze smażalni w Trzebieży.
„Zaraz wszyscy padniemy”
Od kilku dni cała Polska żyje tematem katastrofy ekologicznej w Odrze. Tony śniętych ryb wyłowiono już w województwach opolskim, dolnośląskim i lubuskim. Chemiczna fala dotarła także na Pomorze Zachodnie. Najtrudniejsza sytuacja jest w Widuchowej oraz powiecie gryfińskim. W piątek była mowa o 300 kilogramach śniętych ryb. Wczoraj ta liczba mogła być nawet dwukrotnie wyższa. Przedsiębiorcy poważnie obawiają się o swoją sytuację. Katastrofa ekologiczna w Odrze może przyczynić się do odwrotu od turystyki i rekreacji nad wodą. W poważnych tarapatach znajduje się także gastronomia. Choć większość ryb serwowanych w lokalnych restauracjach nie pochodzi z Odry czy Zalewu, to obawy klientów są poważne.
– Pomagałem dzisiaj zorganizować sprzęt, żeby zatrzymać to, co płynie. Opieszałość urzędników była gigantyczna. Ktoś mi powiedział, że przecież od tego są służby – mówi właściciel jednej ze smażalni w Stepnicy. – Zaraz wszyscy padniemy i zobaczymy, skąd rząd wtedy weźmie pieniądze na 500+ i inne programy. Było średnio, a teraz będzie dramat. Padaczka, po prostu padaczka. Nikt nie ma tutaj dobrego nastroju od wielu miesięcy, a teraz jesteśmy załamani.
Nasz rozmówca przyznaje, że ceny ryb będą dalej rosnąć.
– Ile można podnosić ceny? Dwoje dorosłych i dwójka dzieci, i ja mam im zakrzyczeć 300 złotych? Zastanawiam się, skąd Polak ma wziąć pieniądze. Naprawdę nie wiem. Rozważam wyjazd zagranicę jako człowiek po 50. roku życia – dodaje.
Rekordowe ceny ryb w 2022 roku. Katastrofa ekologiczna tylko pogłębi ten trend
Fatalne nastroje również w Trzebieży oraz Nowym Warpnie. Nad Zalewem Szczecińskim nie brakuje turystów, ale w ten długi weekend od rybnych dań wolą… pierogi i sałatki.
– Jest to już wszystko odczuwalne. Ludzie nie chcą kupować ryb. W sobotę na rybę czekało się u mnie godzinę, a dzisiaj smażę na bieżąco. Mieliśmy dzisiaj też kontrolę sanepidu, mamy wszystkie ryby bezpieczne i sprawdzone, ale niestety ludzie się boją. W piątek jeszcze było nie najgorzej, ale w sobotę kiepsko. Po weekendzie będziemy się zastanawiać, co zrobić, czy będziemy podejmować działanie. Obawiamy się, że ceny ryb będą jeszcze bardziej rosnąć. Ludzi to chyba będzie stać tylko na mintaja, a dla mnie mintaj to nie ryba – mówi Swietłana Szalwa ze smażalni Wiking w Trzebieży.
Poza smażalniami ryb o swoją przyszłość obawiają się także agencje turystyczne, gospodarstwa agroturystyczne czy wypożyczalnie kajaków i sprzętu wodnego.
Komentarze
0