Bez oficjalnej premiery i spotkania z autorami, ale z 11 tekstami o historii naszego miasta i specjalnym dodatkiem. Po cichu do księgarni wszedł 9 numer „Szczecinera”. Być może to już ostatni numer w tym kształcie.

Niespełna 100 stron, 11 autorów, którzy sięgają po różne fragmenty historii naszego miasta i 31, 50 zł do wydania – tyle ze strony technicznej. Na łamach najnowszego numeru miłośnicy Szczecina znajdą m.in. szczegółowy tekst Bartosza Zakrzewskiego nt. Junaków, intrygujący wątek karaibski opisany przez Janusza Moczulskiego czy pouczający materiał Jarosława Kociuby o słowiańskim Szczecinie.

 

Jak zawsze różnorodnie

Już tradycyjnie na kartach czasopisma znajdziemy nietypowe ujęcie historii, często prezentujące osobiste przeżycia czy spostrzeżenia autorów. Mimo to trudno odmówić magazynowi rzetelności oraz swego rodzaju „fachowości” (chociaż teksty są pisane głównie przez miłośników historii, a nie historyków). Niezwykłe jest to, że każdy kolejny numer „Szczecinera” to względnie ten sam wysoki poziom i artykuły, które wciągają… a czasami wyciągają z domu. Takim tekstem jest chociażby artykuł Sabiny Wacławczyk „W witrynach Szczecina”, który zachęca do tego, by (korzystając z pogody) przejść się wybranymi ulicami i zobaczyć opisywane witryny „na własne oczy”. 

To co należy podkreślić przy każdym numerze „Szczecinera” to różnorodność. Wbrew opiniom niektórych, magazyn nie skupia się głównie na niemieckich wątkach w historii Szczecina. Tutaj znajdziemy wszystko. I tak, możemy zagłębić się w początkach miasta i odkryć (wyżej już wspomniany) słowiański Szczecin, przejść do niemieckiego Szczecina (a jak!), by poznać prawdy i mity Amfitryty, sięgnąć do wątku „przyjaźni polsko – radzieckiej” przy okazji rozważań Bartosza Sitarza nt. Kłopotliwych dziś „pamiątek” po przeszłości czy poznać zdanie nt. „Wolnego Miasta Szczecin”.

 

Tradycyjnie dodatek

Gdy będziemy mieć już za sobą te niespełna 100 stron na koniec możemy sięgnąć po dodatek specjalny „Naloty na Szczecin”. Na zamieszczonych w nim zdjęciach znajdziecie Szczecin z lat 1943 – 1944, a dokładnie rzecz ujmując ruiny naszego miasta. Niesamowite, ale przede wszystkim wstrząsające zdjęcia. 

Właściwie trudno „przyczepić się” do czegoś w tym numerze. Z punktu merytorycznego – dostajemy kawałek różnorodnej, ciekawej, momentami intrygującej historii miasta. Z punktu technicznego - estetyczne, czytelne wydanie, które jest spójne z poprzednimi numerami, które świetnie prezentuje się na półce. Jest jednak jedno „ale”.

 

Ale”

Tym „ale” jest oficjalny komunikat, który został zamieszczony na stronie Wydawnictwa Walkowska w portalu Facebook:

Szanowni Państwo, Szczeciner nr 9, który właśnie się ukazał, jest ostatnim numerem, przygotowanym przez Pawła Knapa jako redaktora prowadzącego. W imieniu Walkowska Wydawnictwo bardzo dziękujemy Pawłowi za dotychczasową współpracę, która obejmowała lata 2006-2017” 

Jak czytamy dalej, „Szczeciner” będzie wciąż wydawany w „nieco zmienionej i odświeżonej formule.” Co to znaczy? Trudno powiedzieć. Na tę chwilę wydawnictwo poszukuje nowej osoby na stanowisko redaktora naczelnego i cały czas zbiera teksty do numeru 10.