Czy poprawiasz makijaż w samochodowym lusterku stojąc na czerwonym świetle? Wsiadasz za kierownicę w szpilkach? Do zaparkowania auta potrzebujesz dużo czasu i jeszcze więcej miejsca? A czy wjechałaś kiedyś pod prąd? Wciąż zapominasz wymienić oleju? Permanentnie gubisz swoje auto? A może - co gorsze - auto swojego chłopaka? Męża? Wszyscy wokół na ciebie trąbią, kiedy czekasz aż światło stanie się bardziej zielone? Jeśli tak, to jesteś prawdziwą babą za kierownicą!
Oj, dużo można nam kobietom-kierowczyniom zarzucić, ale chyba nikt naprawdę nie próbuje obalać stereotypów, bo i po co? Można się oburzać, że przecież potrafimy jeździć. Przekonywać, argumentować, dowodzić. Ba! Można wciągnąć w dyskusję naukowców od psychologii, właściwie naukowców od wszystkiego, by tylko udowodnić, że w dziedzinie, w której mężczyźni chcą wieść prym, nie pozostajemy w tyle, ale póki co kobiety za kierownicą to obiekt żartów, drwin. I niech tak będzie. Zostawmy mężczyznom we władaniu chociaż ten kawałek życia i połechtajmy ich tym, że z zasady jeżdżą lepiej. No bo w czym innym mają być od nas lepsi?
Jedna na dwanaście
Z dwunastu dziewczyn (w wieku 21-26 lat), u których zasięgnęłam języka, jedna nie ma prawa jazdy, trzy zakończyły jazdę na egzaminie, a tylko jedna jeździ codziennie. Co prawda, dobrze sobie radzi na szczecińskich ulicach, ale i bez wpadek się nie obyło. Raz, w 10 minut po odebraniu auta od mechanika, wjechała w auto swojego narzeczonego, który podwiózł ją, żeby właśnie odebrać jej auto. Do mechanika wróciła szybciej niż przyszło jej to do głowy.
Dwie z dwunastki jeżdżą kilka razy w miesiącu, kiedy mają czym. Reszta okazjonalnie, sporadycznie, kiedy trzeba odwieźć kogoś z imprezy, a kiedy ich partnerzy czy ojcowie stwierdzą, że baba za kierownicą to mniejsze zło niż pijany za kierownicą. I mniejsze zło niż nie wrócić z imprezy w ogóle, a więc od wielkiego dzwonu, czytaj dwa razy w kwartale, pozwalają im poprowadzić.
Jeździć nie ma czym
Sylwia (lat 24), jedna z owych dwunastu dziewczyn, do niedawna codziennie siadała za kółkiem, ale po skasowaniu auta powiedziała, że nie wsiądzie do auta swojego ojca, a - co gorsze - tym bardziej ze swoim ojcem, a tylko taka opcja wchodziła w grę, a że narzekań nie lubi na to, jak nieporadnie jeździ, innym razem na to, jak brawurowo - od ojca siedzącego obok na fotelu pasażera i że wykrzykiwane co chwilę przez ramię hasła: „zmień bieg”, „nie duś auta”, „zmień pas” w jeździe nie pomagały, to i jeździć przestała.
Czy to przypadkiem nie jest tak, że mężczyźni odbierają nam przyjemność z jazdy? Jedni bezpośrednio, marudząc i pouczając przez prawe ramię, inni pośrednio - wystarczy, że opowiedzą dowcip w stylu „przychodzi baba do lekarza z kierownicą na głowie…” lub porównując kobiety za kierownicą do gwiazd na niebie, które to widzisz, a które nie widzą ciebie… Powielają i degradują nas do pozycji takiej „baby za kierownicą”. Wątpią w nasze umiejętności i wpajają nam, że nie potrafimy jeździć, a my, spłoszone, jeździmy przez to jeszcze mniej pewnie niż zapewne normalnie to robimy.
Bo my chyba lubimy jeździć po swojemu: swoimi własnymi czterema kółkami, swoimi własnymi ścieżkami.
Maraton baby do prawa jazdy
Agata (lat 25) to istna maratonka w dziedzinie zdawania egzaminu na prawo jazdy. Zdała go, bagatela, za ósmym razem. Nie zawsze obwiniała siebie, winiła też okoliczności i egzaminatorów za swoje niepowodzenia. A to znaku stop nie zauważyła, a to zakaz wjazdu wyrósł w okamgnieniu, a to łuk coś nie wychodził… Zawsze było coś nie tak, ale po sześciu latach od zakończenia kursu na prawo jazdy, po siedmiu nieudanych próbach zdania egzaminu, po pięciu latach przerwy w jeżdżeniu, wreszcie wróciła do WORD-u siedząc za kierownicą do samego końca. No i w ubiegłym miesiącu, uboższa w sumie o ponad 2 tys. zł, czyli dwukrotnie niż standardowa kursantka, odebrała wymarzony dokument. Inwestycja na całe życie. Inwestycja bezcenna.
Takie historie o kilkukrotnym podchodzeniu do egzaminu na prawo jazdy słyszałam nie raz. Kiedy ja wchodziłam na plac na egzamin praktyczny, wybiegła z niego kobieta ze łzami w oczach krzycząc, że w końcu, za 10 razem się udało. Tego, czy zdała jazdę po mieście, nie wiem, ale brawa za wytrwałość.
Blondynka prowadzi
Z kolei Dagmara (21 lat), blondynka o niezwykłej charyzmie i wierze we własne siły, potrafi surowo ocenić zdolności kobiet do prowadzenia auta. – Rzadko się zdarza, że kobieta jest dobrym kierowcą, ale jednak może się to zdarzyć. Jazda samochodem nie jest dziedziną, w której kobiety radzą sobie najlepiej, choć nie aż tak źle, jak uważają mężczyźni – mówi. - A co do mylenia kierunków, nie możemy winić za to siebie, bo cała żeńska populacja została obdarzona tą ułomnością - przekonywa. - Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że kobiety jeżdżą o wiele bezpieczniej, gdyż mają więcej szarych komórek i używają ich podczas prowadzenia. Jestem osobą krytyczną nawet do swojej nienagannej jazdy.
A nienaganna jazda w jej wydaniu polega mniej więcej na tym, że jeździ raczej „na wyczucie”. Wygląda to tak: - Jadę drogą. Jak nic nie jedzie, to skręcam. Jak jestem na skrzyżowaniu, to patrzę na światła. Jak nie ma świateł, to widać, czy jestem na głównej drodze czy na podporządkowanej, a jak nie wiem co robić, to czekam aż po prostu będzie okazja, żeby jechać.
Dodaje, pełna podziwu dla pań, że wątpi w to, że jakiś mężczyzna potrafiłby pomalować oko jednocześnie prowadząc. Twierdzi również, że w szpilkach jeździ się wygodniej, bo łatwiej puścić sprzęgło, kiedy opiera się nogę obcasem o podłogę… Na pytanie, czy przegląda się w lusterku podczas jazdy odpowiada twierdząco - Ale tylko wtedy, kiedy jest to możliwe i kiedy jestem pewna, że nie spowoduje to wypadku.
Kobieta za kółkiem niczym Łajka w kosmosie
Godzinami można wysłuchiwać żartów na temat baby za kierownicą. Całymi dniami można też przeglądać fora mężczyzn-internautów o nieporadności kobiet w tej dziedzinie, czytając twórcze komentarze, które tam powstają. Jeden z ciekawszych to porównanie przez internautę stresu przeciętnej kobiety za kółkiem do stresu odczuwanego przez Łajkę w rakiecie kosmicznej. Można także spędzić naprawdę dużo czasu oglądając bawiące do łez filmiki na YouTube, gdzie kobiety zasiadają za kierownicą auta. Po ich obejrzeniu nie trudno się dziwić, że przylgnęło do nas określenie „baba za kierownicą”.
Mężczyźni tak jednoznacznie wypowiadają się tylko w internecie. Prosto w oczy żaden nie powie, że jeździmy gorzej – wówczas ich oświadczenia w tym temacie są raczej bezstronne. Jednak zawsze w tych neutralnych wypowiedziach jest jakieś „ale”, najczęściej w postaci anegdoty.
Mateusz (24 lata), jeżdżący od pięciu lat, nie widzi różnicy, czy prowadzi kobieta czy mężczyzna: - Zależy wszystko od umiejętności. Stereotypy mnie nie ruszają. Widziałem kobiety, które zrobią tragedię. Są i bystre, nawet zbyt bystre. Co to znaczy zbyt bystre? Jeżdżące dynamicznie, co prawda zgodnie z przepisami, ale ich sposób jeżdżenia nie ma wpływu na komfort pasażerów – mówi z uśmiechem.
Wspomina historię pewnej 45-letniej znajomej, która w godzinach pracy oddała samochód do wulkanizatora. Następnie wróciła do pracy na kilka godzin, które to wystarczyły, by zapomniała o tym, co zrobiła z autem. Wyszła z pracy i z przerażeniem stwierdziła, że nie ma go na miejscu, gdzie je rano zaparkowała. Stwierdziwszy, że ktoś musiał je ukraść, wezwała policję, powiadomiła męża, wszczęła alarm, narobiła istnego hałasu. Opamiętała się dopiero po paru godzinach.
Szczecińscy instruktorzy o kursantkach
Instruktor ze szczecińskiej szkoły jazdy Nauka Jazdy WI-KAR, Sebastian Butkiewicz, zaprzecza temu, że kobiety jeżdżą gorzej niż mężczyźni. Jego zdaniem wszystko zależy od osoby, która jeździ, a w przypadku kursantów – od osoby, która się uczy. I nie ma znaczenia, czy uczy się kobietę czy mężczyznę, bo „słaby” mężczyzna też słabo się uczy, a jeszcze gorzej pojmuje, o co w tym wszystkich chodzi. - Pamiętam kursantkę, która nie miała całkowitego pojęcia o aucie, a po około 16 godzinach jeździła tak, jakby miała prawo jazdy od dawna - wspomina.
Ciężko mu powiedzieć, w czym kobiety są gorsze od mężczyzn, ale podobno dużo pań myli strony prawa - lewa. Jest natomiast coś, w czym są one lepsze: - Słuchają się i są zdyscyplinowane. Bardziej się starają. Zdecydowanie lepiej uczy się takiego kursanta. Ale są i takie panie, do których można mówić i mówić, a one i tak swoje… - dodaje żartując. Twierdzi, że stereotyp „baby za kierownicą” to głupie gadanie tych, którzy uważają że są najlepsi. W swojej szkole jazdy nie liczy jakoś wnikliwie zdawalności egzaminu za pierwszym razem, ale przyznaje, że panie w większości zdają egzamin za pierwszym razem, a te dominują wśród kursantów.
Tadeuszowi Czaprackiemu, instruktorowi ze szkoły jazdy AUTOMOBIL, pracującemu w zawodzie od sześciu lat, również trudno jednoznacznie powiedzieć, że kobiety jeżdżą gorzej: – Trudno zdecydowanie to powiedzieć, ale jeżdżą chyba trochę ostrożniej. Twierdzi, że tempo nauki nie ma nic wspólnego z płcią, ale zauważa problemy typowe dla płci pięknej, takie jak problem z parkowaniem tyłem i jazdą po łuku do tyłu. Poza tym, kobiety mają problemy w miejscach nieznanych i nietypowych. Rzadziej zdarza się, że kobiety jeżdżą bardzo agresywnie. To wszystko plus mniejsza wiedza techniczna rzutuje według niego na stereotyp „baby za kierownicą”. - Pamiętam jedną kursantkę, która bardzo się spieszyła, przez co podchodziła do egzaminu wielokrotnie. Było też kilka pań, które nie mogły ogarnąć całościowo ruchu drogowego, a jednocześnie nie radziły sobie manualnie.- przypomina sobie.
Z kolei Piotr Michalski, instruktor z ALIEN Nauka Jazdy nie ma wątpliwości, że za stereotyp „baby za kierownicą” odpowiadają mężczyźni: - Winny tej ocenie jest po prostu testosteron i różnice psychiki obu płci, a to już temat rzeka... Mężczyznom trudniej przyznać, że ktoś jest lepszy od nich, bo w naturze mają dążenie do ciągłej rywalizacji, co przenosi się na drogę i na ocenę „baba za kierownicą”. Dodaje: - To, że kobiety jeżdżą gorzej od mężczyzn jest typowym stereotypem. W zależności od kontekstu spojrzenia na ten problem oraz od tego, kto szerzy taki pogląd. W tym problemie słowo „gorzej” ma wiele znaczeń, np. gorzej, bo wolniej, gorzej, bo ja bym to zrobił inaczej, gorzej, bo wszyscy tak mówią, itp.
Przyznaje, że zdarza się i tak, że panie jeżdżąc zbyt zachowawczo utrudniają ruch, a nawet przez to stwarzają sytuację zagrożenia. - Także manualne operowanie pojazdem stwarza im większe trudności w ruchu miejskim, gdzie każde skrzyżowanie dostarcza nieprzewidywalnych zadań przestrzennych. - ocenia. Pan Piotr wskazuje również na kobiecy problem szybkiego rozróżniania kierunku lewo czy prawo: - Wskazany kierunek jazdy jest jak najbardziej realizowany, ale nazwany (lewo, prawo) sprawia problem z właściwym odbiorem tej informacji. Brak orientacji w terenie to kolejny problemem pań, co w nauce jazdy przekłada się na komplikacje związane z nauką i wykonaniem manewrów, szczególnie związanych z cofaniem pojazdu. Kobieta będzie miała duży problem, aby odnaleźć swój samochód pozostawiony na parkingu.
W czym kobiety są lepsze? Oceniając stronę teoretyczną kursu na prawo jazdy, panie uczą się szybciej niż panowie i są pilniejsze, a także bardziej odpowiedzialne. Ta odpowiedzialność przekłada się później na praktyczną część kursu, a następnie na samodzielną jazdę z uprawnieniami do kierowania. Kobiety są lepsze od mężczyzn po stronie wiedzy z przepisów ruchu drogowego.
Często też – jego zdaniem - Panowie w swojej naturze wojowników są odważniejsi w działaniu, lubią ryzyko, dążą do uproszczeń. Te cechy jednak w prowadzeniu pojazdu na drodze nie zwiększają bezpieczeństwa, a często spotykany na drodze „syndrom Mad Maxa” jest zagrożeniem samym w sobie. To panowie trąbią, gdy tylko coś im się nie spodoba, ruszają z piskiem spod świateł, a gdy ktoś zajedzie im drogę, gotowi są do rękoczynów. Takich kierowców określamy mianem „Mad Maxów”. Narzucenie innym swojej woli, pokazanie „kto rządzi na drodze” to częsta postawa, której celem jest samodowartościowanie.
Gdyby musiał szacunkowo określić, która płeć lepiej sobie radzi ze zdaniem egzaminu za pierwszym razem, to przedstawiłby to procentowo: 60% mężczyzn i 40% kobiet zdaje za pierwszym podejściem. W jego szkole jazdy wśród kursantów dominują kobiety. Tendencję tę widać szczególnie w kategorii A. Co w przyszłości może zaowocować tym, że „taka statystyka przechyli ocenę ogółu motocyklistów na plus”.
Ile by nie mówić o kobietach za kierownicą, to i tak w wojnie płci można w nieskończoność toczyć bijatyki na argumenty i kontrargumenty. Raczej przeciętne kobiety jeżdżą gorzej, ale przecież zdarzają się kobiety nieprzeciętne i bezsensem jest porównywać niejeżdżącą kobietę do jeżdżącego mężczyzny. Tak czy inaczej, sprawiedliwie traktuje nas dwóch mężczyzn: św. Krzysztof jeździ z nami tylko do 120 km/h, a przy większych prędkościach oddaje nas pod pieczę św. Piotra. I płeć nie ma nic do rzeczy.
Komentarze
0