Carlos Saura to reżyser-legenda, znany jako twórca takich przede wszystkim obrazów jak „Nakarmić kruki” czy „Anna i wilki”. W swej długiej karierze otrzymał m.in. dwukrotnie nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia za najlepszą reżyserię "La Caza" w 1966 roku i za "Peppermint Frappé" w 1967. roku. Film „Siódmy dzień” to przedostatnie jego dzieło Swoją premierę światową miał w 2004 rok, ale na polskie ekrany dotarł dopiero w sierpniu tego roku. Wtedy odbył się jeden jedyny pokaz w szczecińskim „Pionierze”. Ci, którzy nie mieli okazji poznać wówczas tego tytułu, mogą go teraz zobaczyć (do 6 grudnia włącznie) w kinie „Pałacowym”
Historia opowiedziana w nim wydarzyła się w małej wsi na północy Hiszpanii, a jej tragiczny finał przyniósł dzień 26 sierpnia 1990 roku. Emilio i Antonio Izquierdo zabili wówczas dziewięćciu ludzi - członków wrogiej im rodziny Cabanillasów a także inne osoby, w tym policjantów próbujących przerwać masakrę. Młoda dziewczyna, która ocalała przedstawia to wydarzenie, przybliżając widzom jego genezę i mówiąc na końcu, że „najgorsze rzeczy dzieją się w niedzielę, bo wtedy Bóg, zmęczony po sześciu dniu dniach kreowania swiata, śpi” Poza narratorką tej opowieści, będącej oczywiście na pierwszym planie (kreacja Yohany Cobo, widzianej ostatnio w „Volver” P. Almodovara) warto zwrócić także uwagę na dwie inne postacie tego dramatu. Victoria Abril, także znana z filmów Almodovara takich na przykład jak „Wysokie obcasy” czy „Zwiąż mnie”, ale też „101 Reykyawik” znakomicie zagrała rolę histeryczki Luciany, która w dużej mierze, spokurowała zbrodnię. Natomiast Jose ( w tej roli Jose Garcia, znany choćby z filmu „Męskie sekrety, w którym stworzył niezapomniany duet z Danielem Auteuil) to człowiek z drugiej strony barykady, cudem unikający śmierci w wyniku cięcia nożem przez Jeronimo, pragnący uchronić swą rodzinę od dalszej eskalacji „odwiecznej” vendetty. Zdjęcia Francoisa Lartique, pełne słońca i przestrzeni, podkreślają napięcie towarzyszące nam niemal przez cały czas oglądania filmu
„Siódmy dzień” przypomnina mi swą tematyką i nastrojem dwa inne dzieła uznane już za klasykę filmu i literatury. Metodyczne uśmiercanie z zimną krwią niewinnych ludzi ukazane w „Słoniu” wyreżyserowanym przez Gusa Van Santa i oczekiwanie na zło, które się musi wydarzyć, któremu praktycznie nie można zapobiec (w „Kronice zapowiedzianej śmierci” Gabriela Garcii Marqueza) bliskie są emocjom, które towarzyszyły mi przy „lekturze” filmu Saury. Ciekaw jestem czy inni odbiorcy mają podobne odczucia.