Na targowiskach przy granicy polsko-niemieckiej, np. w Lubieszynie, ruch jest całkiem spory. Widać klientów z Polski, ale słychać także język niemiecki. Sprzedawcy nie mają wątpliwości, że sytuacja się poprawia, ale wciąż nie jest „tak jak było kiedyś”.

Czego szukają Niemcy na przygranicznych targowiskach?

Ruch na przygranicznych targowiskach niemal zamarł w momencie, gdy ograniczono możliwość przemieszczania się między Polską a Niemcami. Taka stagnacja trwała wiele miesięcy. Targowisko opustoszało. Wielu przedsiębiorców zrezygnowało z działalności, a klienci z Niemiec odzwyczaili się od zakupów w Polsce. Ci, którzy wrócili, narzekają obecnie na… wysokie ceny.

– Jest środek tygodnia, brzydka pogoda, a ludzie są. Widzi pan, nie ma na co narzekać, bo jest dla kogo tutaj stać, ale na pewno nie jest tak jak kiedyś. Ludzie są bardziej oszczędni, nie chce im się jeździć tak daleko – mówi jedna ze sprzedawczyń.

– Przyjeżdżają głównie po papierosy – mówi nam inna sprzedawczyni. – Ja sprzedaję ubrania, to mam taki ruch mieszany. Czasem ktoś z Niemiec, czasem ktoś z Polski. Na pewno wszystko zależy od pogody, od tego, czy ludziom chce się przyjechać, od tego, czy jest ciekawa oferta.

– U nas jest duży ruch w sobotę. Ostatnio było sporo Niemców, bo przyjeżdżali po fajerwerki, bo były tańsze niż u nich i u nas można sprzedawać hukowe, a u nich nie. Dlatego ja od końca listopada poza papierosami mam też fajerwerki – mówi nam kolejny sprzedawca.

Handlujący przyznają, że poważnymi problemami są estetyka targowiska oraz brak nowych klientów. – Mamy stałych klientów, którzy przyjeżdżają tu od lat. Brakuje nowych – dodaje handlowiec.

Eksperci: Pandemia „zagłodziła” targowiska przygraniczne. Są za silne, by upaść, a zbyt słabe, by przyciągać inwestorów

Eksperci przyznają, że relacje handlowe między Polską a Niemcami nadal pozostają na przyzwoitym wolumenie. Każdego tygodnia widać konsumentów z zagranicy, którzy odwiedzają nasze targowiska oraz sklepy przygraniczne. Nie da się jednak ukryć, że skala tego handlu jest zdecydowanie mniejsza niż jeszcze kilka lat temu.

– To jest jeszcze problem z czasów pandemii. Zamknięcie granic spowodowało, że handlowa migracja niemal zanikła. Obostrzenia wycofano, ale w tzw. międzyczasie zniknęła także część sklepów, a często nawet całe targowiska, które zostały „zagłodzone” przez brak ruchu na granicy przez długie miesiące. Obecnie widzimy, że sytuacja się poprawia, ale nie ma mowy do powrotu do stanu sprzed pandemii. Klientów jest za mało, by otwierać nowe sklepy, a jednocześnie oferta tych, które pozostały, nie jest atrakcyjna dla masowej liczby „handlowych turystów” – mówi Hanna Mojsiuk, prezes Północnej Izby Gospodarczej w Szczecinie. – Wydawałoby się, że kryzys gospodarczy i wysoka inflacja w Niemczech będą sprzyjać tanim zakupom w Polsce. Niestety jest zupełnie odwrotnie. Jak już jedziemy na zakupy kilkadziesiąt kilometrów, to nie po 2-3 rzeczy, a po całe kosze i zapasy. Wielu Niemców uznało, że woli kupić mniej, ale na miejscu, niż jeździć do Polski na wielkie zakupy. Inflacja w Polsce jest duża. Obecnie ceny produktów spożywczych wzrosły o średnio 26% przy 17% inflacji. Dla klienta z Niemiec to odczuwalna zmiana – dodaje.