Recenzenci narzekają, krytykują i nawet twierdzą, że to najsłabsza z książek tego pisarza. Ja jednak nie zgadzam się z taką opinią. Trudno co prawda porównywać „Ucho igielne” z tak mocnymi pozycjami w dorobku Myśliwskiego jakimi były np. „Widnokrąg” czy „Kamień na kamieniu”, ale nie mam wątpliwości, że ta najnowsza też jest ważna i to nie tylko dla jego fanów.

Narracyjne manowce

Czy można spotkać samego siebie? Siebie młodszego, jeszcze nie posiadającego doświadczeń, które potem nam będą dane? Co z takiej rozmowy może wyniknąć? W tej książce takie właśnie zdarzenie jest punktem wyjścia do rozważań o pamięci, o przemijaniu, o opowiadaniu... W wąskim przejściu, na schodach wiodących do furty w murach obronnych Sandomierza stary bohater, podpierający się laską, spotyka młodego, wkraczającego śmaiłym krokiem w życie. Rozmawiają o dziewczynie, którą znają, której ten młodszy szuka... Ten wątek prowadzi czytelnika niejako na manowce... „Ucho igielne” nie jest bowiem powieścią, w której powoli odkrywamy prawdę o bohaterach, poznajemy ich historie, a autor ukazuje motywacje, kierujące ich zachowaniami. To narracja „pogmatwana”, bo w „Uchu...” znajdziemy różne opowieści, które nie zawsze się ze sobą łączą.

Każde życie to powtarzanie

Myśliwski aplikuje nam bowiem „życiorys”, który w miarę przewracania kartek, pęcznieje od dorzucanych wciąż nowych fragmentów. Dzieje się tak m.in. dlatego, że „...każde życie jest powtarzaniem życia po kimś. Przeszłość nas wyprzedza (...) ciągniemy się za nią. Bo któż by nadążył za swoim życiem” Nadzieje, iluzje i marzenia wczoraj, mieszają się z dniem dzisiejszym i opowieść wciąż się toczy, burząc kierunek następstwa czasu.

Poza chronologią

Choć nie padają w tej powieści nazwy miast, to łatwo możemy się domyślić, że auotor pisze o miejscach sobie znajomych takich jak Dwikozy czy Sandomierz. Główny bohater jest pracownikiem przetwórni owoców, studentem, kustoszem w muzeum, profesorem historii, kimś szanowanym i uznawanym za autorytet. Jest też każdym z nich jednocześnie, bo autor nie opisuje tych epizodów zgodnie z chronologią. Przywołuje m.in. wspomnienia trudnych początków swej „kariery”, kiedy nie miał pieniędzy na stancję i udzielał korepetycji chłopakowi, który przygotowywał się do matury. W zamian miał nocleg, ale mało komfortowy, bo w łóżku dzielił miejsce ze swym uczniem i jeszcze jednym korepetytorem...

„Ucho igielne” jest wypełnione takimi barwnymi opowiastkami, „scenkami rodzajowymi”, (często z humorem, ale też nierzadko z gorzkimi nutami), które kulminują się w spotkaniu z kolegami podczas uroczystych obchodów czterechsetlecia szkoły średniej, do której uczęszczał. Każdy pamięta wspólne lata trochę inaczej, wersje tych samych zdarzeń różnią się miedzy sobą, ale wszyscy upierają się, że mają rację i to oni wiernie je odtwarzają.

Niekończąca się opowieść

Książka Myśliwskiego jest więc swego rodzaju konfrontacją pomiędzy starością i młodością, ale też prawdą i pamięcią. Autor artykułuje przy tym po raz kolejny ludzką potrzebę „opowiadania siebie”, wykazywania swojej ważności w ten sposób, a jednocześnie wskazuje, że ta historia jednostki jest tylko pewnym wariantem rzeczywistości, czymś, czego nie można włożyć w ustalone ramy i zapisać raz na zawsze. „Opowieść nie zna czegoś takiego jak koniec, z wyjątkiem, być może, końca świata. Toteż milion, ba miliardy ludzi wciąż opowiadają siebie w nadziei, że zostaną wysłuchani” pisze Myśliwski. Mam nadzieję, że przed końcem świata jeszcze wiele takich opowieści przeczytamy...