Wydanie tej książki w wersji nieocenzurowanej, to na pewno duże wydarzenie literackie. Tak naprawdę jednak największym walorem tej publikacji jest dołączenie do tomu ponad stu stron fragmentów dalszego ciągu tej powieści, czyli „Nabdudowy” – uważanej za zaginioną, a nawet za... nigdy nie napisaną.
Stanisław Czycz, to jeden z najbardziej znaczących outsiderów polskiej literatury. Debiutował w 1955 roku w legendarnej „Prapremierze pięciu poetów” na stronach 51. numeru krakowskiego „Życia Literackiego” (obok Mirona Białoszewskiego, Zbigniewa Herberta i Jerzego Harasymowicza), publikując wiersze „Gdybym żył w roku 1883…” i „Szczur”. To jednak dzięki prozie stał się bardziej znany i ceniony, tym bardziej, że trafiła ona na duży ekran (Andrzej Barański sfilmował opowiadanie „Nad rzeką, której nie ma”). Praktycznie zawsze był poza wszelkimi układami środowiskowymi, a choroby (m.in. łuszczyca i depresja), na które przez wiele lat cierpiał, powodowały, że dystansował się wobec tzw. życia kulturalnego i kręgów towarzyskich.
Produkcyjniak w krzywym zwierciadle
„Nie wierz nikomu. Baza” jest uważana przez wielu krytyków za dokonanie najważniejsze w jego dorobku, a ponowna lektura tego dzieła zdaje się potwierdzać tę tezę. To proza bardzo ekspresyjna, niekonwencjonalna zarówno w formie, jak i treści. Czycz postawił sobie zdanie trudne, bo inspirując się osobistymi doświadczeniami, postanowił stworzyć tzw. produkcyjniak, ale w krzywym zwierciadle. Ten cel osiągnął, oddając rozpoetyzowany, intensywny i wielowątkowy obraz świadomości młodego człowieka, który zarazem mówi bardzo wiele o egzystencji robotników w Polsce w czasach późnego stalinizmu.
Bez Lenina i Stalina
Autor po ukończeniu Technikum Energetyczno-Elektrycznego w Krakowie, w 1952 roku otrzymał nakaz pracy w bazie remontowo-produkcyjnej i to te doświadczenia dały mu później materiał do napisania „Nie wierz nikomu”. Kiedy na początku lat 80. pierwszy jej maszynopis znalazł się w Wydawnictwie Literackim, uznano tam, że powieść powinna się ukazać, ale tekst wymaga zmian i poprawek. Korekty i przepisywanie nowej wersji oraz przyjęty plan wydawniczy sprawiły, że „Nie wierz nikomu. Baza” trafiła do księgarń w początkach 1988 roku...
Zostały z niej usunięte fragmenty związane z Leninem i Stalinem, aluzje do niektórych nazw ulic Krakowa. „Łupem” cenzury padł też fragment powieści, w którym Czycz rozważa znaczenie koloru czerwonego w PRL-u. W tym nowym wydaniu wróciły na swoje miejsce.
Nadbudowa, czyli ciąg dalszy nastąpił
"Nadbudowa" to druga część dyptyku. Uważana za zaginioną, a nawet za tekst tylko planowany, a nie napisany. Fragmenty odnalezione przez badaczy w domowym archiwum autora wskazują jednak na to, że istniała większa forma, która niestety prawdopodobnie nie została przepisana na czysto. W niniejszym tomie otrzymujemy, to co zdołano uratować przed ostatecznym zapomnieniem. W tej części książki, elektryk Dzięcioł, czyli główny bohater, rozpoczyna pracę w małym miasteczku koło Krakowa, wydelegowany przez Bazę Remontowo-Produkcyjną do naprawy silnika. Po tej „akcji” dyrektor zakładów składa mu propozycję dalszego zatrudnienia, połączoną z awansem. Młody człowiek zostaje teraz szefem trzydziestoosobowej ekipy robotników, a wielu z nich jest starszych od niego...
Nie czyta się tej prozy łatwo. Narracja jest poszarpana, nerwowa. Język obrazowy i plastyczny, ale składnia i interpunkcja są niestandardowe, bliższe poezji. Zdecydowanie jednak warto zmierzyć się z oporną materią i popłynąć tą rzeką, która znowu „ożyła”...
Efektowna okładka
Całość jest zatem bardzo ważnym i edytorsko maksymalnie dopracowanym, dziełem. Jedynym chyba minusem jest według mnie okładka, na której wykorzystano m.in. obraz „Portret Józefa Stalina” z Muzeum Stalina w Batumi. Efektowna i przyciągająca uwagę, ale chyba jednak nie do końca kompatybilna z przekazem autora. Może jednak po prostu przyzwyczaiłem się do okładki z pierwszego wydania, czerwono-burej, wyblakłej, ale jednak mi bliższej...
Komentarze
0