„Brzechwa nie dla dzieci” to kolejna biografia stworzona przez Mariusza Urbanka, który pisał już m.in. o J.Waldorffie, W. Broniewskim i L.Tyrmandzie. Tym razem postanowił przypomnieć, a właściwie „odczarować” postać autora znanego głównie z twórczości dla najmłodszych odbiorców...

Po nitce do bajki

Jan Lesman (tak na[rawdę się nazywał) urodził się w Żmerynce na Podolu w 1898 roku, a swój literacki pseudonim zawdzięcza swemu kuzynowi Bolesławowi Leśmianowi. Był poetą, satyrykiem i prawnikiem (specjalizował się w prawie autorskim). Pierwszy wiersz opublikował w petersburskim tygodniku „Sztandar” w 1915 roku. Jako twórca bajek „ujawnił się” w połowie lat 30. „Podczas wakacji w Zaleszczykach zaczął pisać wierszyki, żeby rozerwać dorosłych. Tak przynajmniej opowiadał w wywiadach.” Ponieważ chciał by ukazały się w książce z kolorowymi ilustracjami, proces wydawniczy potrwał aż dwa lata. Wydawnictwo Mortkowiczów, które zdecydowało się je opublikować, testowało bowiem różnych grafików by zaakceptować w końcu rysunki Franciszki Themerson. Ostatecznie w 1937 roku w księgarniach znalazł się zbiór „Tańcowała igła z nitką".

Odpowiedzialny za stan żywopłotów

Był trzykrotnie żonaty i kobietom poświęcał dużo uwagi choć nie zawsze jego uczucia były odwzajemniane. „Okupacja mnie nie dotyczyła. Byłem zakochany” powiedział przyjacielowi.

Notabene przez pewien czas pracował wówczas w „gospodarstwie rolnym, utworzonym przez Niemców, an terenie wyścigów konnych na Służewcu. Został ogrodnikiem odpowiedzialnym za stan żywopłotów”... Podczas wojny nadal pisał i w tym właśnie czasie stworzył m.in.”Akademię pana Kleksa”, adresowaną do dzieci, ale pełną metafor, celnie odzwierciedlających stan izolacji i zagrożenia. Nie uniknął jednak całkowicie niebezpieczeństw wojennych. Był nawet przesłuchiwany na Szucha.

Prawa dla twórców

Szczególnie frapującym fragmentem książki jest rozdział, który nosi tytuł „Arystokratyczna aspołeczność kaczki dziwaczki” .Urbanek zawarł w nim opis trudnych, powojennych lat kształtowania się nowej rzeczywistości, kiedy Brzechwa pertraktował z władzami, starając się o lepsze prawa dla twórców i godne życie (mieszkał wtedy w Łodzi i pracował jako radca prawny wydawnictwa „Czytelnik”). Pełniąc funkcję kierownika literackiego Zespołu Filmowego Warszawa, pomagał Adolfowi Dymszy, który nie mógł uprawiać zawodu aktora po wojnie (z powodu oskarżeń o kolaborację), Doprowadził wówczas do zatrudnienia Dodka w filmie „Skarb”.

Nauka od Monopolu

W stolicy zaczął publikować w „Przekroju” znakomite felietony „Wesołe obserwatorium gastronomiczne Jana Brzechwy”. Jak pisze Urbanek: „Szybko zwyciężyła w Brzechwie natura publicysty i naprawiacza rzeczywistości. Kazał ministrom zajmującym się w PRL handlem: spożywczym, detalicznym i każdym innym, udać się na naukę do Monopolu Spirytusowego. Bo w Polsce może zabraknąć wszystkiego: chleba, cebuli, soli i nafty, ale wódki nie brakuje nigdy, nawet w największej dziurze i najmniejszym wiejskim sklepie.(...) Zażądał wprowadzenia kar za pojawienie się publicznie po pijanemu. Zadeklarował, że dla przykładu może dać się zamknąć jako pierwszy”.

Kultura bez pisarzy

Bardzo dbał o edycję swoich dzieł oraz tłumaczeń (m.in. Puszkina) i nie mógł się pogodzić z tandetną formą publikacji, które ukazywały się w latach 50. i 60. („na lichym papierze, wydrukowane kiepskimi farbami i z błędami”). Poświęcił temu tematowi felieton „Do mecenasa” w „Życiu Warszawy”, a w „Szpilkach” zamieścił „Rozprawę o kulturze”(w której ironicznie pisał „Mnie się marzy Kultura bez pisarzy...”) bezpardonowo zarzucając decydentom traktowanie pracy artystów i twórców w sposób marginalny i zupełnie nieadekwatny do jej wartości.

Cennym uzupełnieniem książki (precyzyjnie rozplanowanej i napisanej bardzo barwnym, anegdotycznym językiem) są rozdziały poświęcone pośmiertnej recepcji dokonań Brzechwy oraz prób zdyskredytowania jego osoby z uwagi na służalcza postawę wobec władz PRL`u. Interesująca jest również finałowa rozmowa z córką pana Jana, Krystyną (absolwentką Wydziału Malarstwa ASP w Warszawie) zatytułowana „Nasze kontakty były zawsze dość trudne”.