„Z miłości do rodziny Dorota Z. Z Ćmielowa oszukiwała ZUS, Pocztę Polska i śmierć. Ze śmiercią prawie jej się udało”. To początek jednego z rozdziałów tej książki. Autor zebrał w niej reportaże i inne teksty z lat 1993-2016, w których pokazuje polską rzeczywistość ostatnich dwóch dekad z perspektywy tytułowych peryferii, rzeczywistość czasem brutalną, często wręcz patologiczną, ale w tym ujęciu nieprzeciętną.
Przełamywanie granic
Marcin Kołodziejczyk jest reporterem, który publikuje przede wszystkim w „Polityce”. Bardziej znany stał się po wydaniu książki „Dysforia. Przypadki mieszczan polskich”, którą uznawano za doskonałe odświeżenie gatunku. Krytycy wskazywali wręcz, że to bardzo udany przykład przełamywania granic między reportażem, a fikcją literacką. „Peryferyjczyk”, to już piąta książka tego twórcy i kolejne potwierdzenie passy tego autora, bo także w tym zbiorze Kołodziejczykowi udało się zaintrygować czytelnika choć, to pozycja najbardziej chyba „przyziemna” w jego dorobku.
Fascynacja Wiechem
Jeden z pierwszych tekstów tu zamieszczonych to nie reportaż, ale osobista impresja autora – wspomnienie o fascynacji prozą Stefana Wiecheckiego, którego nazywa Obserwatorem Rzeczy Ulotnych. Nie bez powodu jest tu ten warszawski satyryk przywołany, bo jak wiemy w jego książkach przecież bohaterami byli to ludzie z tzw. nizin społecznych, ale często mający wysokie mniemanie o sobie samych. Poza tym ten zmarły w 1979 roku pisarz często przebywał na salach sądowych jako dziennikarz relacjonujący sprawy karne, a bohaterowie reportaży Kołodziejczyka też bardzo często wchodzili w konflikt z prawem.
Jednak w jego tekstach humoru jest mniej niż u Wiecha (ewentualnie ten o czarnej barwie). W „Peryferyjczyku” znajdziemy historie z dużych i małych miast, dramaty zwyczajnych ludzi, którzy próbują po prostu przetrwać. Nie zawsze jednak potrafią w normalnej pracy, a więc chwytają się sposobów dość ryzykownych i niekoniecznie przemyślanych. Tak jak dwaj mężczyźni z reportażu „Bandytowaci”, którzy wchodzą do domu starszej kobiety i wychodzą z łupem, który im samym daje zerowy pożytek, a za to bardzo szybko sprowadza na ich ślad policję.
Tak więc w tej prawie trzystu stronicowej książce czytamy o ludziach zdesperowanych, rozpaczliwie szukających rozwiązania problemów finansowych albo rodzinnych, wpadających zazwyczaj z przysłowiowego deszczu pod rynnę. Nadużywają alkoholu, uzależniają się od życia online (jak w „Powrocie z wirtualu”), są eksmitowani, wyrzucani z domu przez żony, dokonują mniej lub bardziej poważnych przestępstw. Kołodziejczyk stara się obiektywnie opisać co skłoniło ich do takich czynów. Doszukuje się detali, które przeważyły szalę i spowodowały, że ktoś stracił panowanie nad sobą i stał się złodziejem, pobił konkubinę czy zrobił coś jeszcze gorszego...
Quasimodo i człowiek orkiestra
Jedna z opisanych tu historii była swego czasu bardzo głośna. Reportaż „Quasimodo ze Smutnej” jest opowieścią o skazanym, który zginął w swej celi ugodzony nożem przez dyrektora Zakładu Karnego w Sztumie. Czym sobie na to zasłużył, jak to się stało?
Nie jest to jednak tylko jednak tzw. pitawal czyli zbiór ciekawych spraw kryminalnych. Jednym z bardziej barwnych, a wręcz przygodowych reportaży jest „Ballada o człowieku orkiestrze” o mieszkańcu Łomży, który potrafi grać chyba na wszystkich instrumentach, a jego życiorys obejmuje m.in. pobyt w Ameryce i wiele różnych biznesów. „Maria Praskobramska” natomiast to tekst o twórczyni sąsiedzkiej biblioteki na warszawskiej Pradze.
Na finał otrzymujemy wierszowaną balladę o Andrzeju z Radzynia, który w dość nieszablonowy sposób dorabiał sobie do pensji, hodując pewną roślinę. To dobry epilog tego różnorodnego, ale jednak dramatycznego w swej wymowie, zbioru.
Komentarze
0