O tym reżyserze teoretycznie wiedzieliśmy już prawie wszystko. Kilka publikacji poświęcił mu m.in. Stanisław Zawiśliński, ukazała się też autobiografia i liczne pozycje dotyczące dorobku twórczego. Jednak tak bogatej faktograficznie książki jaką jest dzieło Katarzyny Surmiak – Domańskiej jeszcze chyba nie było. „Kieślowski. Zbliżenie” to dla zainteresowanych historią polskiego kina lektura niemal obowiązkowa.
Cenne uzupełnienie
Do znanych już informacji autorka dodała wiele faktów, które nie były dotąd upowszechniane. Udało jej się porozmawiać m.in. z córką Krzysztofa Kieslowskiego, Martą, z jego siostrą, Ewą, z jego bliskimi znajomymi i przyjaciółmi – Hanną Krall, Jerzym Stuhrem, Krzysztofem Piesiewiczem, Andrzejem Titkowem, Marcelem Łozińskim czy Jackiem Petryckim. Dotarła też do takich osób jak Andreas Veiel (niemiecki reżyser, uczestnik warsztatów filmowych prowadzonych przez Kieślowskiego w Berlinie), których wypowiedzi są cennym uzupełnieniem wiedzy o twórcy „Podwójnego życia Weroniki”, bo ukazują go z innej, mniej dotąd oświetlonej, perspektywy.
Prywatne listy i zdjęcia
Przy pisaniu tej biografii Surmiak-Domańska korzystała także z teczek znajdujących się w archiwach IPN czy dokumentów PWSTvFIT w Łodzi, prywatnych listów, przekazanych przez rodzinę i innych, podobnych źródeł. Zdjęcia, które wzbogacają tekst, także w dużym stopniu nie były publikowane. Jest wśród nich np. fotografia ze ślubu Kieślowskiego (z 1967 r.), zawartego przez pana młodego po zaledwie... miesięcznej znajomości z panną młodą (Marią Cautillo). To akurat jest fakt powszechnie znany, mniej wiadomo było na pewno o tym do jakich sposobów przyszły reżyser się uciekał chcąc uniknąć zasadniczej służby wojskowej (trafił nawet na 10 dniową obserwację w szpitalu psychiatrycznym).
Unikalna osobowość
Według testu Myers-Briggs, który obejmuje 16 typów osobowości, Kieślowski należał do najrzadszego z nich. „Wychodzi z założenia, że dysponując odpowiednimi zasobami, przy dołożeniu optymalnych starań i należytej ilości czasu, można osiągnąć każdy cel. W tej determinacji tkwi sekret jego sukcesów” pisze autorka tej biografii. Tak zdefiniowana, maksymalna determinacja, może przerodzić się w pracoholizm. I tak w jego przypadku było. Ta tendencja nasiliła się szczególnie w czasie tworzenia filmów z cyklu „Dekalog” i „Trzy kolory”. Wtedy zdarzało się, że reżyser poświęcał pracy 20 godzin na dobę, w dodatku nałogowo paląc papierosy. To na pewno wpłynęło na jego kondycję fizyczną, mimo, że był człowiekiem bardzo sprawnym, jeździł na nartach, był bardzo dobrym kierowcą i potrafił rozkręcić każdy mechanizm na czynniki pierwsze, by potem znów go złożyć...
Przypadek na półce
Autorka dużo miejsca poświęca próbom naświetlenia jego trudnej sytuacji zawodowej w czasach PRL, szczególnie w czasie stanu wojennego. Pracując w państwowej firmie (m.in.. w Wytwórni Filmów Dokumentalnych) lub realizując coś dla telewizji, musiał się liczyć ze środowiskową niechęcią czy nawet łagodniejszymi formami wykluczenia ze strony twardych opozycjonistów. Sam nie chciał do nich dołączyć, nie miał przekonania co do tego, że to coś zmieni. Wolał tworzyć filmy, nawet zgadzając się na kompromisowe rozwiązania, w rozmowach z urzędnikami od kinematografii. I tak zresztą zdarzało się, że jego dzieła również trafiały na półkę. „Przypadek” przeleżał na niej 6 lat.
Szczeciński wątek
Te fragmenty książki są według mnie szczególnie ważne. Tym bardziej, że autorka nie ocenia postawy swego bohatera, a stara się obiektywnie opisać konkretne zdarzenia, przytaczając ewentualnie komentarze żyjących uczestników. Pojawia się tu także wątek szczeciński. Kieślowski był bowiem w naszym mieście w 1971 roku, kiedy realizował film „Robotnicy`71”. Wtedy to otrzymał taśmy z nagraniem słynnego styczniowego, spotkania Edwarda Gierka w stoczni im. Adolfa Warskiego, z jej pracownikami. Zapis został dokonany za pomocą magnetofonu ukrytego przez stoczniowców na zapleczu miejsca dyskusji. Później został zabezpieczony, a następnie skopiowany przez Kieślowskiego i Tomasza Żygadłę w hotelu Arkona. Później taśmy zostały przekazane do Warszawy przez Andrzeja Titkowa i trafiły do rąk Jana Lityńskiego i Teresy Boguckiej. W ten sposób Kieślowski niewątpliwie pomógł opozycji, choć po latach unikał tego tematu lub bagatelizował swój udział w całej akcji...
Odszedł zdecydowanie przedwcześnie, w wieku 54 lat. Jednak to, co po sobie pozostawił pewnie jeszcze długo będzie analizowane, omawiane, będzie budziło polemiki i dyskusje. Ta książka natomiast pomoże nam na pewno uporządkować wiedzę o nim samym, o człowieku jakim był prywatnie i w pracy nad filmami.
Komentarze
0