Jon McGregor to pisarz w Anglii uważany za jedną z literackich nadziei ostatnich lat. W innych krajach jest dopiero odkrywany. W Polsce właśnie ukazała się (nakładem „Czytelnika”) jego powieść zatytułowana „Nawet psy”, którą ten autor na naszym rynku debiutuje. Przekład to dzieło Jolanty Kozak.

Jej bohaterami są mieszkańcy jednego z  miast  północnej Anglii. To Danny, Steve, Mrówa, Heather i Laura oraz pies Einstein. Jest też  Robert i choć to martwa postać, bo poznajemy go wówczas gdy bez życia  spoczywa na podłodze zrujnowanego domu, to on właściwie  odgrywa najważniejszą rolę w tej historii... Ci ludzie nie mają pracy, a często także stałego mieszkania. Są więc częstymi gośćmi schronisk i przytułków. Główną kwestią jaka ich nurtuje, to jak zdobyć środki na przeżycie kolejnego dnia. Sposobów jest kilka... „Wyżebrać od ludzi spieszących do pracy, posprzedawać „Issue”, magazyn bezdomnych, na ulicy, zwędzić gdzieś w sklepie golarki, baterie, mięso i co tam jeszcze łatwo jest opylić w pubie, pożebrać znowu w porze lunchu, przykleić się do kogoś, kto akurat odebrał zasiłek, i wysępić ile się da. I cały czas liczyć, liczyć każdy pens, aż się uzbiera dość na saszetkę za 10 funtów, która pozwoli im przetrwać do następnego razu”  Zbierają na towar, który zapewni im brak głodu na jakiś czas, ale wiedzą, że nie na długo...

Z uwagi na tematykę  można by „Nawet psy” ustawić na jednej półce z  bestsellerowym „Trainspotting” Irwina Welsha, ale jednak są to trochę odległe światy.  W prozie Jona McGregora mniej znajdziemy  efektownych dialogów, czy spektakularnych wizji narkotycznych. Jego przekaz jest bardziej chropowaty i surowy (co nie znaczy, że mniej dopracowany), a przez to zdecydowanie bliższy życia.

Może nie jest to do końca   uprawniona teza, ale myślę że powieść ta bardziej pokrewna jest dokonaniom   George`a Orwella, który  również pisał o środowisku zubożonych, wykluczonych Brytyjczyków (choćby w „Córce proboszcza”), czyniąc z nich postacie, którym warto poświęcić uwagę, docierając trochę głębiej do przyczyn ich położenia. On pisał o  Anglii lat 30-ych i 40-ych, Mc Gregor zajmuje się współczesnością, ale także w jego spojrzeniu na tzw. zwykłych ludzi, można odnaleźć wiele  empatii. Nie wiem ile w tej historii jest  treści wysnutych z osobistych doświadczeń Jona (Orwell jak wiemy często wchodził w skórę swoich bohaterów, chodząc od schroniska do schroniska i pracując przy zbiorze chmielu), ale   trzeba przyznać, że wrażenia i emocje opisane są w niej bardzo sugestywnie. 

Wbrew pozorom nie jest to wizja tylko ponura i gorzka, ale na pewno bezpieczniej jest czytać niż przeżywać takie zdarzenia. Nieprzypadkowo motto na pierwszej stronie zaczerpnięte zostało z „Piekła” Dantego...