Jerzy Pilch jest znany z intrygujących, nieszablonowych początków swoich powieści. Pierwsze zdanie zwykle sprawia, że czytelnik pragnie poznać ciąg dalszy... Tak też jest tym razem. „Portret...„ otwiera konstatacja dość przewrotna: „Jeśli jestem w czymkolwiek biegły, to głównie w sztuce rozpadu”...
Miłosne podboje i niespełnione obietnice
Narrator tej opowieści, to pasjonat historii sztuki, który najkrócej to ujmując, zmaga się z obsesją nieudanej i zmierzającej właśnie do końca egzystencji. To żywot pełen miłosnych podbojów, erotycznych przewag i poznawczych satysfakcji, ale zreasumowany i podsumowany głównemu bohaterowi jawi się mimo wszystko jako zdecydowanie niespełniony. Dygresyjna, rwana forma tej, podzielonej na rozdziały, konfesyjnej wypowiedzi może zniechęcić do zagłębienia się w nią czytelnika, który z prozą Pilcha jeszcze nie miał kontaktu. To raczej książka dla tych, którzy znają jego wcześniejsze dzieła i je cenią. Oni potrafią wybaczyć autorowi nieczytelność niektórych rozważań i powtarzalność tematów.
Wstrząsająca uroda
W centrum swego wywodu ustawia niejaką Pralinę Pralinowicz – nokautująco piękną kobietę, przypominającą tytułową wenecjankę z obrazu Albrechta Dürera. To tajemnicza studentka psychologii, pochodząca z... Palmenogrodu. „Może fraza „kobieta mojego życia” nie przemknęła mi przez głowę, ale że historia będzie ważna, nie ulegało najmniejszej wątpliwości. Wstrząsająca uroda rozstrzygała. Mężczyzna , który zetknie się z taką urodą, nie śmie nie reagować. Musi nacierać, choćby wiedział z pewnych źródeł, że wszystko klęska”. Tak pisze o początkach tej znajomości.
Tołstoj, Luter i Dürer
Otrzymujemy zatem opisy uniesień i upadków naznaczających ten romans ze znacznie młodszą partnerką oraz spostrzeżenia dotyczące powodów nietrwałości związków damsko-męskich. Autor urozmaica jednak tę historię, dając nam również erudycyjne „przeskoki” w postaci rozważań o literaturze Tołstoja i Nabokova czy domniemanym spotkaniu Lutra z Dürerem. Generalnie nastrój jest ciemny i choć na stronach „Portretu...” humor jest bardzo obecny, to dominuje ten czarny, a stężenie tegoż nasila się w rozdziale „Hak na haku”. To w nim znajdziemy stwierdzenie: „Byłem pewien, że jeśli kiedykolwiek będę się wieszał, to w hallu na parterze. Nad drzwiami do kotłowni jest taka kumulacja rur grzewczych, że powinny wytrzymać nie tylko mój ciężar...”
19 zagadek
Nie jest zatem wesoło, a czytamy też o tym jak trudno jest narratorowi przetrwać dzień, do jakich czynności ucieka się by wypełnić czas, a jest wśród nich np. porządkowanie księgozbioru i wybieranie pozycji, które są godne reinkarnacji w postaci nowej oprawy. I na koniec Pilch daje czytelnikowi zagadkowy spis 19 książek, bez podawania ich tytułów, ale z podpowiedziami, które być może wnikliwym literaturofilom pozwolą je odgadnąć. Może dzięki temu ten dość niepozorny tom (liczący 181 stron), nieco dłużej zaprzątnie nasze myśli?
Komentarze
0