Carl Verheyen to miano zawdzięcza rankingowi w prestiżowym piśmie Guitar Magazine. Ten amerykański muzyk, znany jest przede wszystkim ze współpracy z grupą Supertramp, ale ma na koncie wiele płyt solowych. 3 listopada wystąpił we Free Blues Clubie w ramach świętowania 25-lecia klubu. Czy potwierdził, że zasłużenie ma tak wysoką pozycję?
Zanim mogliśmy się o tym przekonać, zakosztowaliśmy jednak trochę folk-rocka. Bettina Schelker, szwajcarska gitarzystka, która występuje jako support przed zespołem Carla podczas aktualnej trasy, umiliła nam oczekiwanie na główny występ wieczoru. Wykorzystała swoje pół godziny bardzo dobrze, prezentując kilka własnych kompozycji (np. „Uma Thurman”) oraz dwie bardzo znane cudze (z repertuaru Tori Amos i Eurythmics). Towarzyszył jej perkusista i był to dość przyjemny początek wieczoru...
Carl Verheyen miesiąc temu wydał swój najnowszy album „Essential Blues”. Wiadomo było zatem, że w programie tego szczecińskiego koncertu znajdą się utwory z tego wydawnictwa. Były to m.in. utwory “Someday After Awhile”, “Stealing Gasoline” oraz znakomity klasyk “Oh Well” Petera Greena, w którym solówką perkusyjną popisał się Darby Todd (muzyk, który grał m.in. w zespole Gary Moore`a i u boku Roberta Planta!). Warto podkreślić, że Carl dysponuje znakomitą techniką i feelingiem, ale nie wydłuża nadmiernie swoich partii solowych i to jest zaleta jego wykonań. Gra tyle, ile trzeba, bez „barokowych” ozdobników...
Pozostali muzycy w jego kwartecie, to basista Dave Marotta, który też ma bogatą biografię, (grał m.in. z Philem Collinsem, Neilem Diamondem, Brucem Hornsby) oraz klawiszowiec, Marco Corcione, który pochodzi z Neapolu. Ten doborowy skład wykonywał też starsze utwory z całego dorobku Carla - „Taylor`s Blues” z bardzo cenionego albumu „Mustang Run”, „Little Swamp”, “Highland Shuffle” czy “Closing Time Blue”, który lider opatrzył komentarzem dotyczącym swej mamy. Powiedział, że ten numer jej dedykuje, zwracając uwagę, że jak jest niezwykle aktywną jak na swój wiek osobą. W tym tygodniu kończy 86 lat, a jest w niej tyle energii, ile ma ktoś młodszy co najmniej o pięć dekad!
Verheyen ogólnie był bardzo rozmowny. Odpowiadał na zawołania widzów, rozentuzjazmowanych jego grą, przypominał inspiracje do tekstów swych utworów i bardzo sprawnie wymawiał nazwę „Szczecin”. Przyznał, że to jego pierwsza w karierze wizyta w Polsce, nigdy tu jeszcze nie był i jest pod wrażeniem ludzi i miejsc, które ma okazję poznać.
Komplementował też Andrzeja Malcherka, właściciela Free Blues Clubu, którego nazwał „Rock Star” i zaprosił na scenę do zagrania utworu finałowego. To był bardzo mocny epilog tego prawie dwugodzinnego show.
Co jeszcze czeka bywalców Free Blues Clubu w ramach jubileuszu 25-lecia? 11 listopada w tym klubie zagra młody, bardzo ceniony gitarzysta – Chris King Robinson, a 20 listopada – The Ten Years After! To tylko niektóre wydarzenia, bo jest ich więcej. Warto sprawdzać stronę internetową FBC.
Komentarze
0