W repertuarze „Teatru Polskiego” znajdziemy m.in. klasykę europejskiej dramaturgii - sztukę Henryka Ibsena „ Peer Gynt”. Pokazuje ona perypetie młodego mężczyzny, lekkoducha, marzyciela i egoisty. Świat wydaje się byś dla niego jedynie tłem do eksponowania swoich emocji.
Sztuka składa się z dwóch części. W pierwszej Peer jest ubogim młodzieńcem, w drugiej zaś bogatym biznesmenem. W finalnych częściach akcja przenosi się do ośrodka psychiatrycznego a kończy na cmentarzu. Dramat składa się z epizodów opisujących poszczególne fragmenty życia głównego bohatera. Z nich dowiadujemy się także o całej historii życia Peer’a. Nie to wydaje się jednak najważniejsze. Cała fabuła jest jedynie punktem wyjścia do przedstawienia istotnych problemów dotyczących współczesnego człowieka. Najistotniejszym jest paradygmat „bycia sobą”. Cóż znaczy to tajemnicze stwierdzenie tak rozpowszechnione w teraźniejszej kulturze Zachodu? Takich pytań w sztuce pojawia się więcej. Dla przykładu, scena gdzie Peer jako jeszcze biedny mężczyzna kocha się z prostytutkami współgra z momentem, w którym główny bohater już jako biznesmen rozdaje pieniądze bogatym paniom do towarzystwa. Czym różni się zatem sprzedajność tanich prostytutek od sprzedajności drogich diw?

Istotnym elementem łączącym obydwie części sztuki jest także postać Odlewacza Guzików grana przez Jacka Polaczka. Enigmatyczny epizod rozmowy Odlewacza z Peerem przypomina rozmowę z Bogiem. Jest on także zapowiedzią wydarzeń końca sztuki.

Fabuła, jak już wspomniałem, wobec pytań jakie stawia przed nami sztuka schodzi na drugi plan. Mimo, że jest ona dość rozbudowana, ciekawa i intrygująca, to reżyserowi udało się podkreślić w dramacie to co najważniejsze- pytania nurtujące współczesnego człowieka. Chwiejna kondycja duchowa jest punktem wyjścia do dłuższej rozprawy nad samym sobą.

Gra aktorska jest fenomenalna. Na szczególne wyróżnienie zasługuje odtwórca głównej roli- Sławomir Kołakowski. Moc, która emanuje z samej sztuki potęgowana jest właśnie przez sposób jego gry. Na niemniejsze słowa pochwały zasługuje cała, bez wyjątku, obsada sztuki: Lidia Jeziorska, Dorota Chrulska, Jacek Polaczek, Katarzyna Sadowska, Marek Żerański, Karol Gruza, Zbigniew Filary, Adam Zych, Mirosław Kupiec, Mateusz Kostrzyński, Małgorzata Iwańska, Katarzyna Bieschke, Iwona Faj. Podkreślić także należy, że właśnie wielość aktorów nadaje sztuce swoistą głębię wyrazu.

Reżyser, Ireneusz Janiszewski, odszedł od oryginalnego tekstu sztuki. Jest ona unowocześniona zarówno formalnie jak i materialnie. Dotyka aktualnych problemów i zrealizowana jest w sposób nowatorski. Pozwolę sobie też odsłonić rąbka tajemnicy, że zmieniło się zakończenie dramatu. Inscenizacji wyszło to jednak tylko na dobre. Reżyser pozostawił nas z pytaniami nie dając gotowych odpowiedzi, a rezultat tego zabiegu okazał się naprawdę interesujący.

Scenografia wykonana przez Katarzynę Paciorek jest perfekcyjna. Nie jest ani za bardzo dosadna ani zbyt minimalistyczna. Doskonale pozwala widzowi wczuć się w sytuację danego epizodu. Co więcej podkreśla ona przekaz płynący ze sceny i nie zaburza odbioru sztuki. Ogólnie „Peer Gynt" jest sztuką wymagającą, ale warto podjąć trud rozwikłania zagadki, którą w sobie kryje. Według mnie klucz do jej rozwiązania znajduje się w samej sztuce i naszych przemyśleniach. Być może po wyjściu z teatru będziemy bliżsi poznania siebie, a czego chcieć więcej?