Typowy polski blok, typowe niewielkie mieszkania. W jednym z nich mieszka Anna - typowy moherowy beret. W drugim Paweł - typowy gej. Nawzajem w wymyślny sposób zatruwają sobie życie, by nieoczekiwanie dojść do wniosku, ze „mohera” i „gieja” łączy więcej, niż oboje mogli tego się spodziewać.... Brawurowy popis zdolności aktorskich Ewy Kasprzyk i idola czytelniczek „Bravo Girl” ( a przynajmniej tylko one oficjalnie są skłonne przyznawać się do swojej fascynacji przystojnym aktorem), Pawła Małaszyńskiego.

Brawurowe starcie Kasprzyk vs Małaszyński

„Berek, czyli upiór w moherze” Teatru Kwadrat z Warszawy w reż. Andrzeja Rozhina miał swoją oficjalną premierę 28 lutego 2009. Od tamtej pory gdzie „Upiór...” się nie pojawia, tam wzbudza wśród publiczności furorę, doprowadzając do łez -oczywiście tylko ze śmiechu. Choć cena za spektakl dla wielu mogła wydawać się zaporowa (129 zł za bilet), mimo to 22 maja Opera na Zamku była wypełniona do niemalże ostatniego miejsca, a biletów brakowało już na długo przed planowanym spektaklem.

Publiczność nie zawiodła, podobnie jak aktorzy wcielający się w główne postaci. Dla Pawła Małaszyńskiego był to sprawdzian wcielenia się w nowa rolę; Małaszyński ma w sobie spore pokłady talentu oraz dystansu do wykreowanego wizerunku macho i świetnie sobie z tą rolą poradził. Ewa Kasprzyk- ją zawsze warto oglądać. Pomimo dobrej gry aktorskiej pozostałej trojki bohaterów, to ona była niekwestionowaną królową przedstawienia, „kradnąc” uwagę widzów w każdym momencie wypowiadanych przez siebie dialogów.

„Moher z giejem w jednym stali domku...”

-Jestem za tolerancją. Nie mówię, żeby zaraz ich usypiać, ale zamykać i leczyć.
-Gdyby nie takie jak ona, nie byłoby HIV.
-Pedał i giej!
-Moherowa glizda!

Takimi uprzejmościami raczą się z początku główni bohaterowie, mieszkający za ścianą w tym samym bloku, choć bardziej pasującym określeniem byłoby tu „skazani na siebie”. Dzieli ich wszystko, łączy zaś rura w ścianie, w która naprzemiennie walą próbując uciszyć dobiegające zza ściany hałasy seriali i szybkiej muzyki. Ona jest już na emeryturze. Jej życie koncentruje się wokół telewizji, traktowanej nieco powierzchownie religii oraz córki Małgosi, która wyprowadziła się z domu i praktycznie zerwała kontakty z matką. On rozpaczliwie szuka miłości. Akceptuje swoją orientację seksualną, nie potrafi jednak odnaleźć swojej drugiej połowy i nawiązać żadnej trwałej relacji emocjonalnej. Jego gorączkowe poszukiwania tego "jednego jedynego" sprowadzają się do serii przygodnych kontaktów seksualnych. Oboje są samotni i nieszczęśliwi. I oboje się nienawidzą. Anna obwinia Pawła za całe zło i zepsucie polskiej rzeczywistości, on widzi w niej uosobienie hipokryzji i religijnego fanatyzmu. Oboje zatruwają sobie nawzajem życie ze wszystkich sił, prześcigając się w wymyślaniu coraz bardziej dokuczliwych złośliwości. Nakręcająca się spirala nienawiści doprowadza wreszcie do nieoczekiwanego zwrotu akcji...i więcej cicho sza, aby nie psuć przyjemności oglądania.

Bezkompromisowa satyra, świetne dialogi i zaznaczenie współczesnych problemów gryzących nasze społeczeństwo sprawia, że „Berek czyli upiór w moherze” to spektakl szczególny. Tak śmieszny, że zachowanie powagi sprawia momentami trudność samym aktorom (tu fenomenalny przerywnik pod postacią ataku śmiechu Pawła Malaszynskiego rozbrojonego świetną grą aktorską Ewy Kasprzyk), a jednocześnie w mocny sposób zarysowujący aktualne polskie bolączki i komleksy. Przerysowana religijność („Tylko nie siadaj mi na poduszce ze święta Tereską, bezbozniku jeden!”), ksenofobia ( „Jak można zaufać komuś, kto mówi w obcym języku??”), homofobia ( „W tej Unii to same pedaly!”) czy ogólna tendencja do wiecznego narzekania i niezadowolenia („Kiedyś to nawet pogoda była bardziej normalna...”) - a to tylko część z reprezentatywnych przywar naszego społeczeństwa, rewelacyjnie obśmianego w sztuce.

Jak się rodził się „Upiór”

Marcin Szczygielski, autor sztuki, jak sam przyznał, napisał ją ze złości. Sam jako homoseksualista wiele razy doświadczył szykan i obelżywych uwag ze strony osób, dla których każdy ,,inny" oznacza ,,gorszy". Bał się jednak poruszyć w przedstawieniu drażliwą kwestię kontaktów osób o odmiennej orientacji seksualnej z przedstawicielami ,,moherów", czyli najbardziej konserwatywnych i ,,radiomaryjnych" babć. Do napisania namówiła go jednak Ewa Kasprzyk, za co autor jest jej niezwykle wdzięczny. Aktorka zgodziła się również zagrać główną rolę w przedstawieniu. Ze względu na swoją niepoprawność polityczną, sztuka zostanie wystawiona jedynie 12 razy. Jeśli jednak zostanie zaakceptowana przez widownię, wówczas ma szansę na stałe zagościć w repertuarze Teatru Kwadrat.

Sztuka w pogodny sposób pokazuje przeciwstawne światopoglądy, które choć na pierwszy rzut oka nie mają ze sobą absolutnie nic wspólnego, po głębszym zastanowieniu się nad skrajnie przyjmowanymi postawami można odnaleźć wspólne źródło i lęki napędzające do takiego, a nie innego działania. Są nimi: samotność, poczucie braku akceptacji i chronicznie wołanie o miłość i zainteresowanie drugiego człowieka, zakamuflowane zaś agresją czy drobnymi złośliwościami. Warto przez chwilę zastanowić się i spróbować oswoić własne uprzedzenia względem przedstawianych w sztuce reprezentowanych typów, w końcu jak zwykła mawiać główna bohaterka przedstawienia , „Lepiej mieć swojego wroga niż jakiego obcego”.

Reżyseria: Andrzej Rozhin
Scenografia i kostiumy: Wojciech Stefaniak

Obsada:
Anna - Ewa Kasprzyk
Paweł - Paweł Małaszyński
Małgorzata - Ilona Chojnowska / Katarzyna Glinka
Wojtek - Sebastian Cybulski (gościnnie) / Maksymilian Rogacki (gościnnie)